piątek, 6 listopada 2009

Zimno, co raz zimniej

Kolejki w etecsa - dostawcy tak zwanego internetu na Kubie i ceny w nich obowiązujące niestety spowodowały, że jak widzicie napisać mogę dopiero stąd - z Polski. Przykro mi, że nie byłam w stanie uzupełniać wszystkiego na bieżąco, ale robiłam szczegółowe notatki, więc będę je przepisywała dokładnie, tak żeby nie zafałszować pierwotnego odbioru.
W tej chwili przyznaję, że rzeczywistość jeszcze mnie nie dopadła i wciąż mam wrażenie, że jak tylko wstanę od komputera, to powiem Kasi "chodź, idziemy na Malecon, kupimy sobie rum w kartoniku i colę i popatrzymy na ludzi".
Nie wykonałyśmy pełnego planu co do odwiedzenia wszystkich zaplanowanych miast, więc będzie trzeba na Kubę wrócić. Ale w zabawny sposób pewne problemy po drodze spowodowały, że zwolniłyśmy tempo i dzięki temu też chyba zaczęłyśmy intensywniej odczuwać kubańską rzeczywistość - zamiast zaliczania kolejnych miast mogłyśmy rozpocząć zagłębianie się w społeczeństwo, nawiązywanie kontaktów z mieszkającymi tam ludźmi i poznawanie ich życia nieco bardziej od środka. Zwiedzanie stało się mniej powierzchowne.
Z planów dodatkowych natomiast udało się zrealizować 300% normy. Część z Was wiedziała, że przed wyjazdem próbowałam nawiązać kontakt z Claudią Cadelo, autorką bloga "octavocerco" (octavocerco.blogspot.com) i liczyłam, że może uda mi się przeprowadzić z nią wywiad. Tymczasem rozmawiałyśmy z Claudią, jej mężem Cirem Diazem (Porno Para Ricardo, La Babosa Azul) oraz Yoani Sanchez, która jest pierwszą kubańską blogerką i rozpętała swoim blogiem medialną burzę o zasięgu światowym, co zaowocowało umieszczeniem jej przez tygodnik Time na liście stu najbardziej wpływowych osób świata obok prezydentów, premierów, światowych przywódców, intelektualistów, finansistów itp...
Spotkałyśmy się z niebywałą życzliwością i ciepłem w morzu których drobne problemy, które miałyśmy po drodze są jak krople wobec oceanu. Wyjazd z Hawany był trudny - nie mogę napisać, że ciężko przecież jest opuszczać raj, bo rajem Kuba nie jest (no chyba że dopuścimy użycie pojęcia "raju komunistycznego", które, co potwierdziły obserwacje już na miejscu, jest sprzeczne samo w sobie), ale ciężko jest opuszczać miejsce, które wyzwala w człowieku ilości energii i fascynacji, o jakie nawet siebie nie podejrzewał.
Na razie pozwolę sobie jeszcze na chwilę przyzwyczajania się do zimna, rozpakowywania i przestawiania na "właściwy czas", ale od jutra przyrzekam rozpocząć retransmisję danych z najpiękniejszej z karaibskich wysp...
Do jutra i dziękuję Wam za cierpliwość! :D

2 komentarze:

trissy pisze...

witamy w kraju :) i czekamy na update! :)

Czarna Owca Apostołki pisze...

MAM NIEDOSYT KUBANSKICH OPOWIESCI