niedziela, 29 maja 2011

Wrocław






















Nadszedł ten paskudny czas dla każdego studenta – nagromadzenie zaliczeń i projektów tuż przed sesją i jeszcze wisząca na głowie magisterka, czy, jak ją nazywam „nagisterka”. Brak czasu i woli, żeby pisać. Dlatego zamiast pisać, powstawiam dzisiaj troszkę zdjęć.
We Wrocławiu byłam dzień przed świętami wielkanocnymi, zaledwie przez trzy godziny. W oczekiwaniu na PKS wzięłam walizkę i ruszyłam do centrum. Daleko nie zaszłam, ale zdążyłam komórką zrobić kilka zdjęć.
Miasto było mocno opustoszałe, ludzi można było spotkać tylko na największych skrzyżowaniach. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy było spore zderzenie osób dzierżących „Gazetę Polską”. Kiepski widok. Natomiast gdy usiadłam na ławce w miniparku, byłam mimowolną słuchaczką wykładu, który na oko pięćdziesięcioletnia kobieta z zakładu oczyszczania miasta wygłaszała przed audytorium złożonym z bezdomnych i jednego niepełnosprawnego. O tym, jakim złem jest Unia Europejska, bo to przez Unię jej wnuczka będzie musiała płacić za studia…























Zanim zakończę ten króciutki post, chciałam zwrócić Waszą uwaghę na fakt, że u doły strony już jakiś czas temu dodałam przyciski umożliwiające ocenianie poszczególnych wpisów – zachęcam do skorzystania.

A album z kilkoma dodatkowymi zdjęciami z Wrocławia znajdziecie tu.






















And here came this terrible time for each and etery student – with huge numbers of exams and projects – even worse than examination session itself. Plus the master thesis waiting for me to write it. So I have no time or will to write. Because of that I decided to post few pictures with just a little comment.
In Wroclaw I was just a day before Eastern and just for three hours. While waiting for a bus I took a suitcase and went to the center. I didn’t get far but I had a chance to take a few pictures with my phone.
The city was empty – I could see the people only at the busiest streets. The first thing that caught my eye was a big number of people holding “Gazeta Polska” (extremely right wing publication). Poor view. When I sat down on the bench in the little park I had no choice but to listen to the lecture given by a lady from the cleaning company to a group of homeless people. She was talking about European Union and what an evil it is. She claimed that because of EU her grand daughter will have to pay her studies…






















Before I finish this short post I would like to drive your attention to the buttons I added some time ago. Thanks to them you can give me your opinion on my posts and I encourage you to use them.

Album with few additional pics you can find here.

środa, 4 maja 2011

Kosmiczny Szczecin / Cosmic Szczecin
























Zaczyna się zanim wsiądziemy do pociągu – mam nagraną bardzo energetyczną składankę muzyczną i w wesołym rytmie piszę do Kasi mieszkającej w Szczecinie - dzięki jej gościnności mogę chwilę później odwołać rezerwację, którą mamy w schronisku młodzieżowym na pierwszą noc.
Wsiadamy z Adą do przedziału, a za nami chłopak z wielkim plecakiem – po chwili siada, otwiera laptopa i puszcza jakąś elektroniczną łupankę.
- Chyba nie będzie przeszkadzać?
Łup, łup, didżej tiesto, łup, łup. W Bożympolu Wielkim przesiadka na PKS do Lęborka w związku z naprawą torów po niedawnym wypadku. Koniec łupanki.
Pod dworcem stoją trzy autobusy – ostatni piętrowy, więc naturalnie właśnie do niego się kieruję, ale Ada coś nie dowierza, że nas do niego wpuszczą, więc staje w kolejce do drugiego – przegubowca. I oczywiście ma rację – na szczęście w końcu udaje mi się do niej dopchać. Dwa siedzenia za nami siedzi chłopak z przedziału – spotkał kolegę i teraz nadaje. Kolega najwyraźniej chce lecieć do Indii, ale „nasz” ma lepszy plan – uzbierał cztery tysiące złotych, chce kupić jacht, opłynąć Afrykę i dopłynąć do Indii. Parskam śmiechem.
- To jak, kupi Kadeta i będzie się pchał pod pięć węzłów prądu Agulhas?
Ruszamy i słychać tylko, że chłopak nadaje dalej, ale już nie słychać co.
- Jak będzie wysiadał, to muszę go zapytać, jak on ma zamiar to zrobić.
Nie spytałam. W Lęborku zauważam, że na samym końcu jest wagon pierwszej klasy przerobiony na dwójkę. Lecimy więc z Adą na koniec. Przechodzimy wagon w poszukiwaniu wolnego przedziału, gdy nagle zza pleców słyszę:
- Dziewczyny, chodźcie tu, jest wolne miejsce.
- To który z panów zamierza opłynąć Afrykę dookoła i dopłynąć do Indii – pytam i popełniam jednocześnie największy błąd tej podróży. Od momentu odpowiedzi chłopak nie zamyka ust aż do Szczecina. Po drodze dowiadujemy się więc, że pływał w tym samym klubie, co my, później pracował na jachtach na Lazurowym Wybrzeżu, że musi zdążyć na samolot do Portugalii. Że przez cztery lata poszukiwał odpowiedzi na jakieś swoje duchowe pytania – w buddyzmie i hinduizmie, ale tak naprawdę, to odczuwa powołanie i jak już zaliczy dużo Azjatek i Murzynek, to będzie głosił Ewangelię – jak dożyje – to nawet w kosmosie. Ze chciałby, aby jego mama już umarła, bo ma nadzieję na spadek (rozmawiał o tym z księdzem). Że ostatnio pracował przy zbiorze winogron we Francji (chociaż ponoć w tym samym czasie mieszkał na skłocie w Atenach), że jara dużo trawy i czyta książki Science Fiction, chociaż woli grać na komputerze. No i że był w psychiatryku. To ostatnie nie zaskakuje.
Gdy okazuje się, że ma spać w tym samym schronisku, od którego wybawiła nas Kasia, mam ochotę po raz pierwszy w życiu zmówić modlitwę dziękczynną do jakiegokolwiek bóstwa, które nad nami w tym momencie czuwało.
Wieczór u Kasi jest podwójnie cudowny.






















Pierwszego wstajemy dość późno. Przenosimy się do schroniska, ponoć młodzieżowego – średnia wieku w pokoju 50+. Panie nas sprawdzają – czy będą mogły zostawić otwarte okno na noc, czy nam nie przeszkadza, że przeniosły nasze rzeczy, bo zostawiłyśmy je w miejscu, w którym one rzeczy nie stawiają, gdzie się wybieramy – czy oglądać beatyfikację. Na stoliku leży „Poradnik ksenofoba – Francuzi”. Decydujemy się na przenosiny do dwójki – dopłata niewielka, ale nie będziemy musiały wracać o 23ej do pokoju przesłuchań.
Zamiast pochodu pierwszomajowego na Szczecińskich Błoniach „impreza” z okazji beatyfikacji – uciekamy do centrum. I czujemy się jak w mieście po wybuchu bomby atomowej – ulice są wyludnione, czasem przejeżdża tylko prawie pusty autobus lub tramwaj. Po dłuższej chwili spotykamy w końcu kobietę, która kieruje nas do Galaxy:
- Pójdą panie wzdłuż torów i dojdą prościutko.
Tory urywają się po pierwszym zakręcie – rozkopana ulica wygląda jak po bombardowaniu.






















Reszta pobytu to spotkania z naszymi fantastycznymi znajomymi i szukanie po mieście doskonałych graffiti (zapraszam do albumu "Urban Art").
W poniedziałek rano spotykamy się z Gosią – dziewczyną, którą poznałam w Lizbonie (post z 27 listopada 2010). Gosia przychodzi ze swoją uroczą córeczką – Rozalką (bardzo żałuję, że nie zrobiłam dziewczynom zdjęć, ale mam nadzieję, że będzie wkrótce okazja). Gosia daje rezolutnej dziewczynce pieniądze, żeby ta mogła sama sobie wybrać, co chce zjeść. Rozalka wraca po kilku minutach z zestawem z zabawką.
- Córcia, ale skąd ty to masz? Ja ci nie dałam aż tylu pieniążków.
- Jakaś pani mi dopłaciła.
Gosia oblewa się rumieńcem, a Ada i ja parskamy śmiechem – widać, że młoda poradzi sobie w życiu, po prostu nie da się jej nie lubić.
- Ale która to pani? Oddamy jej pieniążki – drąży Gosia.
- Oj mamo, nie pamiętam – Rozalka już biegnie po sztućce i keczup.
Zgodnie z Adą stwierdzamy, że jak nie lubimy dzieci, tak Rozalka już nas uwiodła.
A ja obiecuję jedynie już nigdy nie rozmawiać w pociągu z nieznajomymi…























The story had started even before we got on the train. I had prepared a very energetic playlist and wrote to my friend Kasia who lives in Szczecin in a very good mood. Thanks to her hospitality we could resign from the reservation in the youth hostel that we had made for this day.
We packed ourselves to the compartment and some guy with a huge backpack joined us a moment later. He opened a laptop and started playing some electronic shit. ‘I don’t think that would disturb’ – he said.
Thud, thud, dj Tiesto, thud, thud.
In Bożepole Wielkie we had to move to the bus to Lębork – the railroad was under reconstruction after the crash that took place a couple of days before. Thud, thud was over.
There were three buses for passengers – the last one had the upper deck – so naturally I wanted to pick the one. Luckily Ada did not believe that they would open it for us and stayed in the queue for the second one. After a longer while I managed to join her. Two seats behind us was the guy from the compartment – he had met a friend and now was talking to him loudly. It seemed that “a friend” wanted to fly to India but “our guy” had a better plan – he wanted to sail around Africa and then reach India. ‘He’s gonna buy a Cadett and sail against five knots of Agulhas current’ – I burst out laughing.
Then the bus started and I couldn’t hear what he was saying anymore. ‘When he’ll be getting out I’m gonna ask him how the hell he wants to do that’ – I told Ada.
But I didn’t ask – in Lębork I noticed that the last vagon was the first class one but going as a second class. So we harried to the end. While we were looking for a free compartment I heard from behind my back ‘Come here girls, there are enough seats’.
‘So who wants to sail around Africa to India?’ – I asked. And the question occurred to be my biggest mistake during the whole trip – since the guy started answering he did not shut up until we reached Szczecin. On the way he informed us that he used to sail in the same club as us and then worked on some yachts in France, and that he needs to catch a plane to Portugal. And that he was looking for an answer to some spiritual concerns – in Buddhism and Hinduism but actually he feels that he should be a priest so after he will have sex with all the Asian and African girls he will be teaching gospels – even in the space if he is to live long enough. And that he wants to see his mother dead soon because he counts on the inheritance (but it’s not a problem – he talked to a priest about it). And that lately he’s been working in France collecting grapes (though at the same time he was supposed to live in the squat in Athens), that he smokes a lot of dope and reads Science Fiction books, though he prefers computer games. And that he had spent some time in a psychiatric hospital. This last part was not really surprising. When it occurred that he wanted to spend the night in the same hostel that we used to have a booking at – I was – for the first time in my life – ready to pray out of gratefulness to any god that was taking care of us at the moment when Kasia offered us her place. And the evening at hers’ was double fantastic.






















On the first of May we got up pretty late and moved to the “youth” hostel. The average of age in our room was 50+. And ladies started checking up on us – if we would mind sleeping with the open window, if we’re OK with the fact that they moved our stuff because we left it in the place when they never do and so on. On the table we saw “Handbook of a xenophobe – Frenchmen”. We decided to move to the double room – we did not want to come back at 11 p.m. to the “hearing room”.
Instead of 1st May parade there was transmission from beatification on Błonia so we escaped to the center. The city felt like after atomic war – streets were empty and only an empty bus or tram passed by from time to time. After a longer while we managed to find a lady who we asked for directions. ‘Just follow the tram tracks and you will get to Galaxy’ – she said. But the trucks ended after the first bend – the street was under repair but looked like after the bombing.
The rest of our stay were meetings with our wonderful friends and searching for the fabulous graffiti (just check the “Urban Art” album).
On Monday morning we went out with Gosia – a girl I met in Lisbon (read post from 27th November 2010). She came with her cute little girl – Rozalka (I’m just sorry I didn’t take any picture with them but I hope to change it in the near future). Gosia gave her daughter money so that the girl would choose herself what she wants to eat. After a few minutes Rozalka came back with a huge set with a toy. ‘Honey, where do you have it from? I didn’t give you that much money.’ ‘Some lady gave me more.’
Gosia turned red but Ada and I started laughing – it was obvious that young lady would manage in life and it was impossible not to like her.
‘But what lady was it? We shall give her the money back’- Gosia didn’t want to give up.
‘Oh mummy, I don’t remember’ – Rozalka was already running for ketchup and fork. With Ada we decided that although we do not like children – Rozalka made us fall in love with her.
And I just promise one thing – to never talk to strangers on the train again…