środa, 4 grudnia 2013

40/29


Urodziny minęły, czas leci, a ja nawet corocznej listy jeszcze nie opublikowałam. Ale tak się ostatnio składa, że na pisanie czasu nie ma, bo trzeba żyć. I w tym życiu do przeżycia jest więcej niż kiedykolwiek.
Rok temu, wcześnie rano, tudzież późno w noc, siedziałam na lotnisku w Singapurze, dokąd przyleciałam z Dhaki i czekałam, aż ruszy metro. Z głośników sączyły się w kółko irytujące dźwięki jednej i tej samej płyty z wyjątkowo sztucznymi, przesłodzonymi, elektronicznymi wersjami amerykańskich kolęd, które bardziej niż muzyką można by nazwać kompilacją paskudnych dzwonków telefonicznych.
Po Singapurze był Hong Kong. Macau. Minus pięć stopni w Pekinie. Powrót do kraju. Kilka ciężkich i niewesołych zimowych miesięcy. Wiatr w Dublinie. Wiosenna radość. Wygłupy z Zuźką w Tallinie. Chwilowe lenistwo. I od lipca – rollecoaster. Przyjechali moi Kubańczycy i wywrócili świat do góry nogami. Od lipca mam poczucie jakbym żyła na planie filmowym. Tylko scenariusz wciąż się zmienia , a ja dowiaduję się o tym jako ostatnia.



Pomogłam komuś zostać w Europie. Zajmuję się promocją dwóch zespołów. Poznałam w Warszawie więcej kubańskich opozycjonistów niż cztery lata temu w Hawanie. Przypomniałam sobie trochę hiszpańskiego, a ostatnio nawet odgrzebałam swój rosyjski. Zaangażowałam się w akcję pomocy Gorkiemu. Wkrótce po raz pierwszy mój artykuł ukaże się drukiem (i nie będzie to publikacja naukowa!). Poznaję mnóstwo wspaniałych ludzi. Szalałam w Brystolu (to dlatego spóźniłam się z urodzinowym postem). Zmarła moja babcia. Spotkałam starych znajomych ze szkoły średniej, którzy okazali mi się bardzo bliscy. Zaczęłam nowe studia. Prawie spłonęło nam mieszkanie. Z sąsiadką i wezwaną przez nią policją dobijałam się do jej mieszkania. Odkryłam, że Bydgoszcz jest całkiem przyjemnym miastem.
Nie nudzę się. Żyję. Chyba wreszcie pełnią życia. Tu, w Polsce. W Warszawie. Czegoś mi brak, czegoś mam w nadmiarze. Ale intensywność doznań wciąż wzrasta… Nie wiem czego sama sobie bym życzyła na ten ostatni rok przed trzydziestką. Moich planów podróżniczych już pewnie nie zrealizuję. Ale jestem pewna, że zrealizuję wiele rzeczy, których nigdy nie planowałam.
Jakiś czas temu ktoś mi powiedział, że nie odczuwa już potrzeby szukania odpowiedzi na pytanie o sens życia. Bo ten etap ma za sobą. Dla mnie to żaden etap. Każdy nowy dzień przynosi nową odpowiedź.



A oto lista:
1.Litwa
2.Łotwa
3.Finlandia
4.Szwecja
5.Norwegia
6.Dania
7.Niemcy
8.Czechy
9.Francja
10.Belgia
11.Holandia
12.Luksemburg
13.Hiszpania
14.Włochy
15.Słowenia
16.Słowacja
17.Węgry
18.USA
19.Kanada
20.Australia
21.Mauritius
22.RPA
23.Brazylia
24.Austria
25.Wielka Brytania
26.Wenezuela
27.St. Lucia
28.St. Vincent & Grenadines
29.Kuba
30.Rosja
31.Egipt
32.Ukraina
33.Rumunia
34.Mołdawia
35.Portugalia
36. Bangladesz
37. Singapur
38. Hong Kong / Macau (chińskie specjalne strefy ekonomiczne)
39. Irlandia
40. Estonia



My birthday has passed, time passes by and I haven’t even published my annual list yet. But so it happens lately that I have no time to write because I live. And I have more life to live now than ever.
A year ago, on the early morning or late at night I was seating in the airport in Singapore where I got from Dhaka and I was waiting for metro to start operating. The music coming from speakers was annoying – it was one record with kitsch and artificial, electronic versions of American Christmas Carols which resembled more of a terrible compilation of phone rings rather than music per se.
After Singapore there was Hong Kong. Macau. Minus five Celsius degrees in Beijing. Coming back to Poland. A few heavy and unhappy winter months. Wind in Dublin. Spring happiness. Mischief with Zuźka in Tallin. A moment of laziness. And Since July – rollercoaster. My Cubans have come and turned the world upside down. Since July I feel like if I were living on a movie set. It’s just the script that keeps changing and I am the last one to know.


I helped someone stay in Europe. I take care of promotion of two bands. In Warsaw I have met more Cuban dissidents than four years ago in La Habana. I have reminded myself my Spanish and lately – I have even dug up my Russian. I got engaged in the company of support for Gorki. Soon my first article will be published in paper (and it is not a scientific publication!). I meet loads of fascinating people. I got crazy in Bristol (that is why I am late with my birthday post). My grandmother died. I have met my old friends from high school who turned out to be very close to me. I have started new studies. Our flat has almost burnt down. With my neighbor and Police I was trying to get into her apartment. I have discovered that Bydgoszcz is quite a nice city.
I am not bored. I live. Maybe finally to the fullest. Here, in Poland. In Warsaw. I luck some things and have too many others. But the intensity of sensations is increasing… I have no idea what to wish myself for this last year of my twenties. My travel plans will probably stay unfulfilled.  But on the
Some time ago someone told me that He does not feel the Reed to ask himself about the sense of living. Because he is over this stage  of life. For me it is not a stage. Because each day brings me a completely new answer.


1.Latvia
2.Lithuania
3.Finland
4.Sweden
5.Norway
6.Denmark
7.Germany
8.Check Republic
9.France
10.Belgium
11.Netherlands
12.Luxembourg
13.Spain
14.Italy
15.Slovenia
16.Slovakia
17.Hungary
18.USA
19.Canada
20.Australia
21.Mauritius
22.Republic of South Africa
23.Brazil
24.Austria
25.UK
26.Venezuela
27.St. Lucia
28.St. Vincent & Grenadines
29.Cuba
30.Russia
31.Egypt
32.Ukraine
33.Romania
34.Moldova
35.Portugal
36. Bangladesh
37. Singapore
38. Hong Kong/Macau (Chinese special economic aerias)
39. Ireland
40. Estonia