piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet/Trinity College Dublin/International Women's Day


Dzisiejszy post jest postem mieszanym. Przede wszystkim chciałam bowiem z nieskrywaną dumą ogłosić, że z okazji Dnia Kobiet ruszył wreszcie zapowiadany w poście "Sisterhood is Global!" projekt TARNSCONTINENTAL SISTERS. I to od razu w dwóch językach, a mam nadzieję, że wkrótce pojawi się również w trzecim...


Zapraszam więc do lektury (linki do wersji językowych znajdują się po prawej) i przy okazji życzę wszystkim KOBIETOM, z okazji naszego święta Wszystkiego Kobiecego. Przy czym kobiecość rozumiem tu jako życie w pełnej zgodzie z samą mniej lub bardziej kobiecą sobą.


A zdjęcia (tu jest ich więcej)... Zdjęcia są oczywiście z Dublina, bo przywiozłam ich kilkaset i teraz próbuję je w jakimś porządku publikować. Dzisiejszym tematem jest zatem Trinity College, jedna z najstarszych uczelni w Europie. Temat na Dzień Kobiet, jak sądzę, jak najbardziej odpowiedni.
Z kolorowego świra póki co nie potrafię zrezygnować - tym razem na przekór powracającej śnieżycy... A zatem - Dziewczyny Słońca!



Today post is kind of mixed. First of all I would like to proudly announce that the TRANSCONTINENTAL SISTERS Project announced in the "Sisterhood is global!" post has finally started. In two languages since the very beginning and I hope the third one is going to "join in" soon.


So feel invited to read (links to the mother tongue versions are on the right)! And because of the date I wish you girls ALL THE FEMININE! And as feminine I understand the living in perfect harmony with one more or less feminine self.


And pictures (here you can find more)... Pictures are naturally from Dublin as I brought a few hundreds of them and now I am trying to publish them in some kind of order. Today topic is Trinity College - one of the oldest universities in Europe. A topic as I suppose perfect for the International Women's Day.
So far I cannot really quit being a colored freak - this time against the snow... So... Sun Girls!!!!


wtorek, 5 marca 2013

Dublin-dzień 1-kolorowy świr/Dublin-day 1-colorful freak


Do obróbki zdjęć zabierałam się niewiarygodnie długo. Minęło pół miesiąca, a ja ani nic nie napisałam, ani nie wrzucilam obiecanych obrazków.
Ale chyba tak to już jest, że po powrocie często trudno zmierzyć się z rzeczywistością - z faktem, że trzeba znowu na jakiś czas usiąść na przysłowiowych czterech literach i zająć się codziennym życiem. Dlatego przez pewien czas po prostu lepiej nie wracać do wspomnień o wolności, jaką daje droga - choćby ta była nawet najbardziej złudna (bo przecież zawsze jest wtłoczona w bardzo konkretne ramy)...


Dlatego dzisiaj poszalałam... Nie wiem co mnie wzięło na te wszystkie nienaturalne kolory, szczególnie, że światło było tego właśnie popołudnia, gdy po raz pierwszy ruszyłam na zwiedzanie miasta, szczególnie piękne, ale nie mogłam się powstrzymać. Podkręcałam kontrast, dodałam filtry, bawiłam się jak dziecko, które dostało do ręki pudełko kredek. Może to radość ze słońca, ktore nagle zaczęło pojawiać się za oknem?


Utworzyłam oczywiście odpowiedni album ze zdjęciami, gdzie pojawi się ich nieco więcej.
I muszę się przyznać - kupiłam już bilety do Tallina na długi weekend majowy (tym razem prawdopodobnie nie pojadę sama...). Chyba nie umiem usiedzieć na tych swoich spłaszczonych czterech literach...



It took me a long while to sit down and go through the pictures from Dublin. Half the month has passed and not only I haven't written anything but also I haven't posted a single of promised pictures.
But I guess that's what happens when you come back from the trip - it's hard to face reality and the fact that for some time you just have sit on your ass and take care of your everyday life.
That is why for some time it's simply better to avoid the memories of the freedom given by travelling - no matter how illusory this freedom is (after all it's also very limited)...


So today I went freaky... I have no idea why I chose yo use all those unnatural colors especially that on this particular afternoon when I was sightseeing for the first time the light was amazingly beautiful but I simply couldn't stop myself. I was twisting up the contrast, using colored shadows - I was playing like a kid with crayons. Maybe it's simply because I'm happy to finally see the sun outside the window?


Naturally I've created an album with more pictures, so enjoy.
And I have to confess something - I bought today tickets to Tallin for a long weekend in May (and this time probably I am not going alone...). Seems I can't really sit on this flat ass of mine for too long...