wtorek, 22 stycznia 2013

Świat jest taki malutki / The World is so tiny



Zapomniałam paczki papierosów przemyconej z Macau. Musiałam kupić papierosy. Weszłam do 7-eleven. Jako, że był to sklep zaraz przy terminalu Start Ferry, skąd pływają promy na trasie Kowloon – Hong Kong Island, sklep był wypchany. Przeciskając się koło dwóch blondynek usłyszałam "tu masz ciasteczka zbożowe, jeśli chcesz". Więc grzecznie, po polsku powiedziałam "przepraszam", dodałam "dziękuję" i dalej przeciskałam się do kasy. Ale kiedy kupiłam papierosy i zobaczyłam, że dziewczyny wyszły, wybiegłam za nimi i zaczęłam się rozglądać. Dwie blond głowy nie były trudne do dostrzeżenia w tłumie Chińczyków. Ale trudno je było w tymże tłumie dogonić. Prawie stratowałam po drodze jakąś małą dziewczynkę, której wcześniej nie zauważyłam, ale w końcu udało mi się dziewczyny dogonić. Na chwilę się zawahałam, bo poczułam się jak dziwak, ale w końcu zagadałam.
- Ja bardzo panie przepraszam, ale od dwóch miesięcy nie rozmawiałam po polsku i chciałam tylko zapytać, skąd panie są.
- Z trójmiasta - odparła wyższa i zanim zdążyła cokolwiek dodać, wyparowałam:
- I chodziłaś do trójki.
- Ty też.
Tak, ja też. I chociaż nie pamiętałam, że Kasia jest Kasią, to jednak twarz zdecydowanie kojarzyłam ze szkolnego korytarza ("trójka" to określenie Trzeciego LO w Gdyni im. Marynarki Wojennej – mojej zdecydowanie ulubionej placówki edukacyjnej). Kiedy później pisałam o tym na facebooku, S. zarzucił mi, że z tym polskim to nieprawda, bo do niego cały czas na ulicy mówiłam po polsku, ale z całą pewnością z nim nie rozmawiałam, bo przecież polskiego nigdy się nie nauczył.
Z dziewczynami spędziłam cały wieczór i umówiłyśmy się też na kolejny dzień, przed ich wylotem do Tajlandii, gdzie spędziły później miesiąc (ależ skąd, wcale im nie zazdrościłam). Kolejnego dnia zwiedzałyśmy wspólnie (w towarzystwie Oscara - sympatycznego Włocha z ich hostelu) okolice stacji Central na Hong Kong Island. Miło było nagle znajdować się w towarzystwie kogoś, z kim można było podzielić się wrażeniami. Spotkanie opiłyśmy kilkoma łykami ryżowego wina (więcej na raz bez popitki wychylić się nie dało).


To nie jedyne zaskakujące spotkanie podczas całej podróży. Pewnie już o tym wspominałam ale na pewno dawno, więc mam nadzieję, że nie przynudzam. Stali czytelnicy zapewne pamiętają, jak się żaliłam przed wyjazdem - pracowałam w czterech miejscach naraz, sypiałam mało i poza załatwieniem biletów, wiz i kupieniem podstawowych brakujących rzeczy, nie zrobiłam nic. Ada przygotowywała plan podróży po Bangladeszu, czytała wszystko, co udało jej się dorwać i kontaktowała się z różnymi osobami. Między innymi dołączyła do bangladeskiej grupy na couchsurfingu. I tam zaczęła korespondować z chłopakiem, który wybierał się z żoną na wycieczkę do Europy. Wymieniali się informacjami, aż Robin, o którym już nie raz na tym blogu wspominałam, stwierdził, że zna jednego Bengalczyka, który był żonaty z Polką i ową Polkę również poznał. Tak oto, za pomocą międzynarodowej sieci społecznej, w piętnastomilionowej Dhace, Ada trafiła na kolegę S.
Świat jest mały...
Jednak żadna z tych przygód nie może się równać z tą, której doświadczyła moja koleżanka Karolina. Mało kto już pamięta, że kiedyś uczestniczyłam w Kobiecych Regatach Dookoła Świata. Przez pół roku bujalam się ośmio i pół metrową mydelniczką, najpierw po Oceanie Indyjskim, a potem po Atlantyku. Do stawki dołączyłam w Australii, skąd płynęłyśmy na Cocos Islands, a następnie na Chagos Archipelago, należące do British Indian Ocean Territory. Jako, że na jednej z wysp archipelagu mieści się brytyjsko-amerykańska baza wosjkowa, mieszkańcy zostali wysiedleni, a na pozostale wysepki można się dostać jedynie jachtem.
Rzucając kotwicę, poza jachtem Asi i Karoliny zobaczyłyśmy jeszcze dwa jachty. Jak się okazało, oba należały do Francuzów. Włascicielem jednego byl młody chłopak, z którym płynął Włoch i Niemiec, a na drugim samotny starszy Francuz, ktorego żona i syn wrócili do Europy, bo chłopiec się rozchorował.
Z chłopakami spędziłyśmy dwa wieczory. I już pierwszego okazało się, że ów starszy Francuz jest wujkiem dziewczyny mieszkającej w Paryżu, u której Karolina była na wymianie jeszcze w czasach szkoły średniej... Nie masz kryjówki na tym świecie...


 I had forgotten a pack of cigarettes smuggled from Macau. I had to buy cigarettes. I went to 7-eleven. The shop was placed near the Start Ferry terminal, which sails between Kowloon and Hong Kong Island so it was fully packed with people. When I was passing by two blond girls I’ve heard in Polish “here you got cereal cookies if you want”. So I politely said (naturally in Polish as well) “excuse me” and “thank you” and I pushed my way through the crowd to reach the counter. But when I bought my ciggies and I saw the girls leaving I ran after them. Two blond heads were not difficult to spot in the Chinese crowd. Still they were hard to catch. I almost ran over a little girl who I didn’t notice before but finally I managed to reach the two. I felt weird for a second but finally I decided to start a chat.
 ‘I am terribly sorry ladies as I realize it might seem creepy but for last two months I haven’t talked to anyone in Polish so I just wanted to ask were exactly do you come from.’
‘From the 3city’ (which is an agglomeration consisting of Gdańsk, Sopot and Gdynia up in the north of Poland) – the taller one answered and before she could add anything more I said:
‘And you used to study in high school number three’
‘And so did you’.
Yes – me too. And although I did not remember that Kasia is Kasia I definitely knew that her face was familiar. When afterwards I wrote about it on facebook, S. accused me of being untrue as “I was speaking to him in Polish all the time” but with full conviction I can say that we were not talking because after all he had never learned Polish.
I spent with girls a whole evening and we decided to meet again on the next day before their flight to Thailand were they spent a month (no, of course I am not jealous). On the next day in a company of a nice Italian – Oscar who they met in their hostel we visited the surrounding of Central Station in Hong Kong Island. It was a real pleasure to spend some time with someone you can actually talk to about things you see. We celebrated the meeting with a few sips of rice wine (it was impossible to have more at once without mixing it with some other beverage).


It was not the only surprising meeting during this trip. I have probably already mentioned it but it was surely long time ago so I hope you won’t get bored. My readers probably remember when before the trip I was complaining – I was working at four places at one time, I was not getting enough sleep and apart from organizing tickets and visas and buying some necessary things I had no time to prepare anything else. Ada was the one to prepare our visit in Bangladesh, she was reading all she could find and was contacting other people. She joined a Bangladeshi group on couchsurfing. And there she started a correspondence with a guy who was about to take a trip to Europe with his wife. They were exchanging information and one day Robin, who I mentioned on this blog quite a few times already, said that he actually knows a guy who was married with a Polish girl and he even met the girl as well. And that was how Ada through an international social network, in 15-milion Dhaka found S.’s friend.
The world is small...
But none of these adventures can be compared with the one that my friend Karolina had. Not many of you probably remember that once I took part in Round the World Female Race. For half a year I was sailing a small, eight and a half meters long boat – first across the Indian Ocean, then across Atlantic. I joined the team in Australia from where we sailed to Cocos Islands and then to Chagos Archipelago which belongs to British Indian Ocean Territory. As at one the archipelago’s islands there is a British – American naval base, the inhabitants were displaced. You could reach the rest of the island only with a sail boat.
While dropping the anchor we saw two yachts apart from the one sailed by Asia and Karolina. As it turned out they both belonged to French guys. The owner of one was a young guy sailing with two guys – one from Italy and the other from Germany. The owner of the second yacht was a lonely, elderly French man whose wife and son returned to Europe because the boy was ill.
With guys we spent two nights. And already on the first one it turned out the lonely French was an uncle of a girl at whose place Karolina was staying while she was taking part in a student exchange in high-school… One can’t hide at this planet…


Brak komentarzy: