poniedziałek, 21 stycznia 2013

Street food rullllezzzzzzz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Uliczne przekąski - czyli to, co lubię najbardziej. Te szaszłyki w sosie z czarnego pieprzu kosztowały 10 HKD i były absolutnie pyszne./ Street food - which is what I love best. Those shashliks in the black pepper sauce cost 10 HKD and were absolutely delicous. 


Biało. Pięknie jest - trzeba przyznać. Ale w weekend ta biała warstwa jednak zamiast zachęcić do spacerów, zatrzymała mnie w domu. Śnieg straszy zimnem. Z Asią zamiast zwiedzać wystawy, zostałyśmy w kuchni i eksperymentalnie upiekłyśmy samosy. Nadzienie, które Asia przygotowała, smakowało dokładnie jak w samosach, które kupowałam codziennie w Chungking Mansions. Bo miałam taki ciekawy, śniadaniowy zwyczaj - codziennie rano schodziłam na dół tego niesamowitego przybytku, w którym mieszkałam, kupowałam samosy w jednej z kilkunastu hinduskich knajp na parterze (przypominały mi trochę śniadania z Bangladeszu – bhaji i paratę), szłam do 7-eleven po kawę w puszcze (w tym najbliższym sprzedawali kawę w puszkach ale nie chłodzoną, a podgrzewaną) i spieszyłam na Water Front. Śniadanie zjadałam z widokiem na kanał pomiędzy Kowloon i Hong Kong Island i wszystkie majestatyczne wieżowce na drugim brzegu. Potem zapalałam papierosa i cieszyłam się poranną chwilą spokoju przed ruszeniem na dalszy podbój miasta. Zazwyczaj siadałam nie na ławce, a na schodkach prowadzących na maleńką keję przy nabrzeżu. Kilka razy musiałam uciekać przed cumującą motorówką. Po kilku samosach miałam energii na pół dnia. A popołudniami wyszukiwałam już bardziej miejscowe kąski.


Pamiętacie ten fragment "Fallen Angels" Wong Kar Waia, w którym bohater Takeshiego Kaneshiro "wynajmuje" wóz do sprzedaży lodów i zmusza "klientów" do ich jedzenia? Był prawie identyczny./Do you remember this fragment of Wong Kar Wai's "Fallen Angels" in which the character played by Takeshi Kaneshiro "rents" an ice cream van and makes his "clients" eat? It was almost identical. 

It’s white and beautiful – I have to admit. But during the weekend this white layer on the street did not seem welcoming. Instead of going for a walk I decided to stay home. The snow means cold. With Asia we decided to experimentally bake samosas instead of visiting an exhibition. The filling which Asia made tasted like the one in samosas I was buying every day in Chungking Mansions. I had this interesting breakfast custom. Everyday I was walking down the stairs of this amazing building which I lived in and in the hall I was buying samosas in one of plenty Hindu bars (they reminded me of Bangladeshi breakfast – bhaji with parata) then I was going to 7-eleven and buying coffee (in the closest one they were selling then in warmed up cans) and hurried to the Water Front. I was having my breakfast and watching the view of the channel between Kowloon and Hong Kong island with it’s magnificent skyscrapers. Then I was having my cigarette and coffee and I was enjoying the moment of piece before another day of discovering the city. Usually I was not sitting at the bench but at the stairs leading to the small quay and a few times I had to run away from mooring motor boats. After a few samosas I had an energy for half a day. Evenings were my time to try the local food.


W "spacerowniku", który można dostać w infomracji turystycznej była informacja, że w kilku niewielkich uliczkach prostopadłych do Carpenter Road (w pobliżu Kowloon Walled City Park - stacja metra Lok Fu) jest mnóstwo rodzinnych małych kanjpek z niedrogim jedzeniem. Byłam już tego dnia tak zmęczona, że weszlam do pierwszej z brzegu - jak się okazało - tajskiej. 

In the walking guide which you can get in any tourist information I found an information that in the small streets perpendicular to Carpenter Road (close to Kowloon Walled City Park - metro station Lok Fu) there is plenty of little family restaurants with inexpensive food. That day I was so tired that I walked into the first one which turned out to be Thai. 


Właścicielka nie mówiła po angielsku. Była w stanie zapytać mnie tylko, czy chcę ryż, czy noodle. Odparłam "noodle". Zapytała, czy spróbuję tego, co mi przyniesie. Oczywiście się zgodziłam. Był to szeroki smażony makaron z wieprzowiną, kapustą,kiełkami bambusa i cholera wie, czym jeszcze. Nie wiem, jak się to danie nazywało, ale było świetne. Do picia dostałam wodę z wodorostami. Zapłaciłam 27 HKD i byłam bardzo szczęśliwa. 

The owner did not speak any English. She could only ask me if I prefer rice or noddles. I chose noodles. She asked me if I would try whatever she brings. Of course I agreed. These were wide fried noodles with pork, cabbage, bamboo and god only knows what else. I have no idea what the dish was called but it was great. As a beverage going with the meal she served water with seaweeds. I paid 27 HKD and I was very happy.


Tradycyjne pierogi to podobno w Chinach kontynentalnych najtańsze możliwe danie. W Hong Kongu bylo nieopłacalne, bo za cztery pierożki trzeba było zapłacić ponad 30 HKD, a najeść się czterema sztukami nie sposób. Były bardzo delikatne, niestety po doświadczeniach z kuchnią bengalską miałam wrażenie, że nadzienie w ogóle nie miało smaku.

Traditional dumplings are said to be the cheapest food in continental China. In Hong Kong it was not really worth the money paid because for four of them one had to pay over 30 HKD and it's not the kind of food that can feel you up. They were very delicate - after my experiences with Bengali cuisine the filling seemed a bit tasteless. 


Uliczne jedzenie ratowało sytuację. Chociaż kuchnia kantońska jest bardzo łagodna (ostry sos chilli smakuje tam, jak słodki), to jednak ma swoje charakterystyczne smaki. Sprzedawane na ulicach przekąski z ryb i owoców morza (tak przynajmniej sądzę...) może sprawiały wrażenie ciut gumowych, ale z kombinacją sosów i posypane sezamem były calkiem smakowite.

Street food saved the situation. Although Cantonese cuisine is rather mellow (hot chilli sauc tasted there like a sweet one) it has it's characteristic tastes. on streets one can buy snacks made of fish and seafood (as I suppose...) might have seemed a bit to be made of rubber but with the combination of sauces and sesame seeds they were truly tasty.


Chiński odpowiednik polskich gofrów - egg waffles. Puszyste, slodkie i zapychające. / Egg waffles - mushy and sweet they fill one up.


Najtańsze i najciekawsze przekąski znalazłam niedaleko Ping Shan Heritage Trail (stacja metra Tin Shui Wai). / The cheapest and most interesting street food I found close to the Ping Shan Heritage Trail (metro station Tin Shui Wai). 


Zupa (30 HKD) z dużą ilościa dziwnych dodatków (pyszna) w pobliżu Temple Street Night Market (Mongkok) w towarzystwie spotkanych w Hong Kongu Ani i Kasi (z Kasią chodziłam do liceum). / The soop (30 HKD) with plenty of weird stuff inside (yummi!) next to the Temple Street Night Market (Mongkok) in a company of Ania and Kasia (I used to study with Kasia in the same high school) who I met in Hong Kong. 


Japoński napój energetyczny - lekarstwo na kaca z 7-eleven (nigdy więcej nie upiję się ryżowym winem). / Japanese energy drink - a medication for hangover from 7-eleven (I will never get drunk again with rice wine). 


Japońskie piwo to w HK rarytas - było ze trzy razy droższe od chińskiego, a nawet od piw importowanych z Europy. / Japanese beer seem to be a delicacy in HK - it was almost three times as expensive as the Chinese one and those imported from Europe.


Chińskie piwo było cenowo zbliżone do tego, co za puszkę trzeba dać w sklepie w Polsce. Ale niestety nie było to polskie piwo... / Chinese beer was in the same price range as beers in Polish shops. But unfortunately it was not Polish beer...


Maleńki bar w pobliżu Ping Shan Heritage Trail. Tu jadłam tosty z miejscowym miodem. Azjaci nie uznają nie słodkiego pieczywa. Nieważne, czy jesz bułkę z parówką, szczypiorkiem, soczewicą, czy pastą fasolową - bułka zawsze będzie słodka. Ale jak chcesz tosta z miodem - nagle okaże się, że jednak Chińczycy potrafią zrobić normalne pieczywo...

A little bar close to Ping Shan Heritage Trai. I was having toasts with local honey. Asians do not eat bread which is not sweet. It does not matter if you have a roll with meat, onion, lentils or bean paste - the roll must be sweat. But if you want a toast with honey - it turns out Chinese know how to make normal bread...


Udon na wschodnim krańcu Hong Kong Island. / Udon at the east end of Hong Kong Island. 


Tajska kolacja w całodobowej restauracji na lotnisku w Pekinie. / Thai dinner in a 24/7 restaurant at the Beijing Airport. 

Jak widać obiady w Hong Kongu są zbliżone cenowo do polskich barów tajskich i chińskich, tylko jedzenie lepsze. Mimo, że wcale nie jest bardziej pikantne. Warto spróbować czego się da, ale jeśli ktoś jest fanem aromatycznej, ostrej kuchni rodem z Azji Południowej, to niestety będzie zawiedziony.

As you can see dinners in Hong Kong are not more expensive than Polish Thai and Chinese bars but still - the food is better although it's not even remotely more spicy. It's a good idea to try whatever you can but if you are a fan of aromatic and hot cuisine from South Asia - you might be disappointed. 

2 komentarze:

AisaasiA6 pisze...

Chciałam tylko zaznaczyć, że mnie śnieg by nie zatrzymał przed wyjściem na dwór, ponieważ ja ubóstwiam taką zimową pogodę ;-) Ale faktem jest, że (każda z innych powodów) w domu pozostałyśmy. I be_bronze, przyzwyczajona do kuchni bengalskiej po raz kolejny starając się zrobić dla mnie delikatny sos do samos(zaznaczam delikatny), w końcu osiągnęła normalne stężenie ostrości dla sosu w moim świecie ostrego. Było super :-D

be_bronze... pisze...

Ja w dalszym ciągu twierdzę, że opowieści mojego kochanego braciszka o tym, że jak podaję jedzenie na stół to powietrze wokół szczypie od nadmiaru chilli są mocno przesadzone. Jeszcze raz dzięki za samosy - mniam mniam!!!! :D