czwartek, 23 lipca 2009

Odyseja Kosmiczna 90210, odc.-1




















W tej chwili trudno mi znaleźć porównanie. Trudno znaleźć coś równie ironicznego. Na własnym spotkanku pożegnalnym przed wyjazdem dowiedziałam się, że nigdzie nie jadę. Że nic z tego pyskata, pomarzyłaś sobie, to dobrze, ciesz się, bo nie każdy ma nawet okazję pomarzyć.
Plecak, jak widać był już spakowany, od 1,5 tygodnia skanowałam "Zanim zapadnie noc", żeby mieć ze sobą zawsze egzemplarz, który w dodatku nic nie waży i instalowałam kurs do nauki hiszpańskiego, żeby mieć z czego powtarzać. Śmietnik zostawiłam w kadrze specjalnie, bo tam powędrowały aktualnie wszystkie plany.
Nigdy w życiu nie byłam zmuszona rozpakowywać plecaka na dzień przed wyjazdem i przyznam szczerze, że nie polecam tego typu doświadczeń. Szczególnie, kiedy się wie, że pakowało się go po to, aby pojechać w siną dal i zarabiać pieniądze.
A tymczasem dostałam grzecznego, acz stanowczego maila, z którego wynikało jasno, że straciłam zamiast zarabiać - a odwołałam Tall Ships' Races, odwołałam Sankt Petersburg, na który umówiłam się dwa lata temu. Wszystko po to, żeby znowu pieprznąć łbem w mur i zastanawiać się skąd siniaki.
Rodzice, jak zawsze stanęli na wysokościa zadania i od razu zadeklarowali, że pomogą, żebym na Kubie nie musiała jeść trawy, ale jak się ma 24 lata to człowiek chciałby mieć chociaż czasami pewność, że da sobie radę sam i nie będzie musiał korzystać z niczyjej pomocy, że nie będzie musiał po raz n-ty wyciągać ręki z niemą prośbą w oczach "daj". Ja już wiem, że ten egzamin oblałam, chociaż nie z mojej winy.
Wraz z odwołaniem Sankt Petersburga i teraz przepadnięciem Grecji pada też moja zabawa "odwiedź trzydzieści krajów zanim skończysz 25 lat". Brakuje mi dwóch. Kuba będzie 29-tym.
I wiem, że ludzie mają poważniejsze problemy, że muszą utrzymać domy, rodziny, dzieci itd. Ale ja nie po to funkcjonuję ciągle jak duże dziecko.
Bloga więc pewnie zawieszę na czas jakiś, powrzucam coś czasem tylko, żeby nie zardzewiał, bo pisanie, czy czytanie o mojej codzienności w Gdyni, nie należy, jak sądzę do szczególnie fascynujących.
Adios amigos, czy może adios los suenos.

Brak komentarzy: