poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kopciuszek nie w 3D (znaczy-trzeźwy) / Cinderella not in 3D



Baletu na scenie nie oglądałam daaaawno… Oj dawno. Nie przyznam się nawet jak dawno. I może to był jeden z impulsów. A może czas nie odgrywał żadnej roli.
W piątek wieczorem poszłam na swój tradycyjny wieczorny spacer (jednak po Warszawie raczej nocą nie biegam). Różne widoczki mi się po drodze podobały – a to kot pod blokiem, a to ciemna zieleń wieczornego parku. Ale najbardziej mi się w oczy rzucił wiszący na pobliskim przystanku plakat. Plakat „Kopciuszka” do muzyki Prokofiewa. A Prokofiew budzi we mnie same pozytywne skojarzenia – często słuchałam go podczas moich spacerów dziennych po Barcelonie. Ale plakat – puenta w plastikowej torbie na dowody rzeczowe. Genialne w swej prostocie. Nowoczesne. Doskonałe. I dużo ciekawsze od plakatu „Kopciuszka” w 3D, który sprawia wrażenie, jakby jego twórca był w 3D narąbany…
Wróciłam do domu. Odszukałam plakat w Internecie. Pokazałam bratu. Piętnaście minut później byliśmy już szczęśliwymi posiadaczami rezerwacji.
Trzeba przyznać, że Teatr Wielki / Opera Narodowa w Warszawie ma doskonałych grafików. Wszystko – od repertuaru po plakaty – zachwyca prostotą pomysłu, projektu i wykonania. Graficzne materiały promocyjne na długo pozostają w pamięci, są charakterystyczne i łatwo rozpoznawalne. I doskonale wprowadzają w błąd…
Spodziewaliśmy się współczesnego nowatorskiego widowiska, z zaskakującymi dekoracjami, kostiumami  à la dyskoteka w centrum Nowego Jorku, fajerwerkami i wodotryskiem. Otrzymaliśmy za to w pełni dosłowną klasykę. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo zmieniła się moja wrażliwość. Schemat odbioru. Potrzeba bombardowania wzroku…
Doskonałość techniczna i sprawność oraz gracja tancerzy zachwycały. Ale ja wciąż czekałam na przyspieszenie tempa. Na element zaskoczenia. Coraz trudniej jest mi po prostu wczuć się w opowieść. Mogę obejrzeć niespieszny film pod warunkiem, że będzie miał świetne zdjęcia, ale… Krew zdaje się pulsować szybciej niż zmieniają się obrazy… Odwykłam.


I haven’t watched an on stage ballet for a veeeery long time. I will not admit how long. But maybe it was one of the factors that created an impulse. Or maybe time had nothing do to with it.
Friday afternoon I went for my “traditional” walk (I don’t happen to wander the streets of Warsaw by night). I liked a few sights – like a cat under the block of flats or the deep dark green of the park. But what really caught my eye – was a poster. The poster for “Cinderella” – a ballet to the music by Prokofiev. I have positive associations with his music – I often had listened to him while my day walks in Barcelona. The poster showed a ballet shoe in a bag for material evidence. Simple. Modern. Perfect. The poster was way more interesting than the one for “Cinderella in 3D”.
I got back home. Searched for the picture on the internet. Showed it to my brother. Fifteen minutes later we were happy owners of the reservation for two tickets.
I need to admit that the Grand Theatre / National Opera has really great graphic designers. Everything – starting with repertoire and ending with posters – is amazingly simple in the form and design. Graphic promotional materials stay in memory for a long time, they’re characteristic and easy to identify. And they leave perfectly false impression…
We were expecting a modern, innovative spectacle with surprising decorations and costumes à la New York discotheque, fireworks and fountain. But what we received was a literal classic. I realized how much my sensitivity has changed. My reception. The need of sight bombing…
Technical precision, grace and dexterity of dancers was amazing. But all the time I was waiting for the tempo to raise. For some element of surprise. It’s becoming more and more difficult for me to just watch the story. I can watch a slow movie but only if it’s beautifully shot. The blood seems to go faster than the pictures are changing. I went out of the habit…

Brak komentarzy: