Ponir to moje
ulubione słowo w języku bengalskim. Nie ze względu na jego wyjątkowe brzmienie,
czy inne trudne do pojęcia piękno. To słowo oznacza SER – a dokładniej
miejscowy, specjalny rodzaj sera, który smakiem i konsystencją przypomina
polski bunc (i którego nie należy mylić z indyjskim serem paneer). Jest
absolutnie pyszny, mimo iż często za słony.
Większość osób, które spędziły ze mną wystarczającą ilość
czasu, aby choćby w minimalnym stopniu zobaczyć moje przyzwyczajenia żywieniowe
wie, że dla mnie dzień bez sera to dzień stracony. Największą moją bolączką na
oceanie był nie brak ludzi, rozmów, czy witamin, tylko sera. Brak sera
doskwierał mi też w Dhace od momentu, kiedy skończyło się Eid – w sklepach nie
było jeszcze nowych dostaw i cały ser mi wyjedli. O ja nieszczęsna… Mogłam się
skusić na sery topione ze słoiczka, mogłam kupić serki „Krówka Śmieszka” (albo
Nutellę z polskimi napisami i zdjęciem Jerzego Dudka na etykiecie…), ale zakup
nie byłby wart swojej ceny.
Z serem wiąże się jednak ciekawa historia – historia
zakupów. Pierwszy raz spróbowałam ponir
u mamy S. Potem S. kupił go więcej podczas zakupów spożywczych. Tym razem na
polowanie wyruszyłam sama. Nasz ulubiony sklep na rondzie Gulshan One Cirlce,
Almas, gdzie ceny są stałe i nie zmieniają się ze względu na kolor skóry
niestety świeżej dostawy jeszcze po Eid nie otrzymał. Poszłam na Gulshan One
Market (po drugiej stronie ulicy zaraz za budynkami). I zapłaciłam za ser o
dobrych kilka złotych więcej (kilkadziesiąt taka). Na bazarku kupowałam też
pieczywo i strasznie się dziwiłam, że ledwie pół bochenka pieczywa tostowego
(tak, niestety jest słodkie) kosztuje cztery złote (100 taka) aż do momentu,
gdy upolowałam chleb w Almas, gdzie okazało się, że chleb kosztuje 30 taka… Tak
więc mili cudzoziemcy w Bagladeszu – jeśli idziecie na bazar na zakupy, idźcie
z Bengalczykiem żeby powiedział Wam kiedy robicie z siebie idiotów…
Ser poza tym jadłam w Bangladeszu wyłącznie na pizzy (o
dziwo w stylu europejskim, nie bengalskim)i… Frytkach Bolognese… Jednym z najzabawniejszych
bowiem Bengalskich wynalazków są frytki z sosem do spaghetti. Dostaniecie to
dziwo w każdej knajpie, w której serwują frytki – i trzeba przyznać – będzie
Wam smakowało.
Ponir is my favorite Bangla word. Not because of it’s
amazing sound or any other unclear beauty. This word means CHEESE – or to be
more precise – unique, local white cheese which flavor and texture reminds me
of polish bunc (and which shall not
be mistaken with Indian paneer). It’s
absolutely delicious although sometimes a bit too salty.
Most of the
pe ople who Has spent enough time with me to Get to know my heating habits know
that for me a day without cheese is a lost one. My biggest pain in the ass
while sailing the oceans was not the lack of people , conversations or vitamins
but cheese. And so the lack of cheese has also been noticeable in Dhaka since
the end of Eid – shops have not received fresh deliveries and all the cheese
was gone. Oh, poor me… I could by spread cheese in jars or “Krowa Śmieszka” (or for that matter –
also Nutella produced in Poland with a picture of Polish soccer player on the
ethiquete…) but they would not be worth their price.
But there
goes a funny story connected with cheese – the story of shopping. First time I
got to try ponir was at S.’s Mom
place. Then S. bought it for me when we were shopping for groceries. But this
time I decided to hunt it on my own. Unfortunately our favorite shop Almas in
Gulshan One Circle still did not get it so I went to Gulshan One Market (located
on the other side of the street just behind the buildings). And I paid several
dozen takas more than I was supposed to. I also bought bread on the market and
imagine my surprise when I got to know that half a loaf of toast bread (unfortunately
– sweet one is the only kind they have) costs around one euro. Soon after I learned
in Almas that I should have paid one third if that price. So… my dear
foreigners in Bangladesh – if you go shopping make sure you go with a fellow
Bangladeshi who will tell you when you are making fools of yourselves.
Apart from
that I ate cheese in Bangladesh only on the top of a pizza (surprisingly
European not Bengali style)… and
Bolognese French Fries. Because one of the funniest Bengali inventions is
French fries with spaghetti sauce. You can get this tidbit in every place where
French fries are served and trust me – you will like it.
2 komentarze:
Oye, you can't get poutine everywhere. And I am REALLY looking forward to the post on your henna tattoos :))
I will post it tomorrow finally. Today a hangover took my brain away :D
Prześlij komentarz