Nie jestem wielką miłośniczką malowania ciała (no chyba że
jest to element performansu). Myślałam kiedyś o tatuażu jako formie kroniki
wypisanej na moim ciele, ale i ten pomysł zarzuciłam – cholera wie, czy za parę
lat by mi się to nie znudziło, a myśl o długotrwałym i bolesnym usuwaniu śladów
starych pomysłów odrzuca mnie kompletnie.
Niemniej jednak postanowiłam spróbować tego uczucia chociaż
na krótki moment i zobaczyć siebie wymalowaną henną. A. zabrała mnie do domu
siostry swojej przyjaciółki, której szesnastoletnia córka pokrywa malowidłami
dłonie i stopy wszystkich, którzy tego chcą, a nawet tych, którzy wcale nie
mają na to ochoty. Ona po prostu to kocha.
Kiedy patrzyłam, jak fragment po fragmencie małe wzroki
łączą się w efektowną całość, byłam zafascynowana. Tasfia malowała najpierw
każdy palec osobno, tworzyła fragmenty wzoru na różnych częściach dłoni, by
potem zgrabnymi ruchami połączyć wszystko w jeden obraz. Jej wyobraźnia zdaje
się nie mieć ograniczeń, śmiało łącząc geometryczną prostotę z wysublimowanymi,
kwiatowymi wykończeniami.
Ozdobiła moje dłonie, stopy, przedramiona, a nawet kark.
Gdyby nie fakt, że znajdujemy się w Bangladeszu, a Tasfia ma ledwie szesnaście
lat, to rozebrałabym się przed nią mówiąc „wybierz sobie fragment mojego ciała,
albo ozdób całość”. I nie chodziło wyłącznie o to, jak ja będę później wyglądać
– samo obserwowanie tego procesu wciąga. Patrzenie, jak ciało centymetr po
centymetrze jest pokrywane brązowymi szlaczkami, liniami. Ozdabianie mnie
zajęło trzy godziny. Tasfia cierpliwie nakładała hennę i nie chciała ani chwili
przerwy. Bawiła się równie dobrze, jak ja.
Później pokazała nam jej inne prace – rysunki, obrazy,
szkice. Jest oczywiste, że ma talent. Kopiuje wiernie, idealnie. Może z czasem
rozwinie własny styl.
Mniej przyjemna jest druga część procesu – ciało powinno
pozostać pokryte henną przez całą noc. Stwardniałe kawałki farby odpadają z
niego przez cały czas, tworzą wokół powłokę czekolado podobnego pyłu. Drapią i
kłują. Musiałam zdrapać wszystko wcześniej, bo S. nie chciał mnie wpuścić do
łóżka. Ale przynajmniej wewnętrzna część dłoni zabarwiła się na ciemno brązowy
kolor, co według bengalskiej tradycji oznacza, że będę miała bardzo kochającego
męża. Pokażcie mi tego naiwniaka…
Jeżeli będziecie kiedyś w Dhace i zamarzą Wam się „tatuaże”
z henny – napiszcie do Tasfii. Jej adres e-mail to: wiztas@gmail.com. Jak będziecie mieli
szczęście, to może zechce i Was ozdobić – i pamiętajcie – nie negocjujcie ceny,
bo jej umiejętności warte są każdych pieniędzy.
WSZYSTKIE ZDJĘCIA ZROBIŁA A., BO JA NIE MOGŁAM RUSZYĆ PALCEM...
Zdjęcia w poście Wszystko... (1) też przedstawiają tatuaże wykonane przez Tasfię.
I am not a
big fan of body painting (unless it is a part of performance). But I had once
this thought of having a tattoo which would be a private chronicle written on
my body. I gave it up though – who knows if in a few years I wouldn’t be sick and
tired with it. And an idea of long and painful process of removing leftovers of
old ideas puts me off completely.
Nonetheless
I’ve decided to try this feeling even if just for a short period of time and
see myself painted with henna. A. took me to the house of her friend’s sister
whose sixteen years old daughter paints hands and feet of all the people who
lets her and even of those who are reluctant. She simply loves it.
When I was
watching how piece after piece little patterns are being joined into picturesque
unity I was overwhelmed. Tasfia painted each finger separately, created small
fragments of pattern to join them in one painting by fast moves of her deft
fingers. Her imagination seemed limitless. She resolutely bound geometrical simplicity
with sublime, flowery endings.
She
decorated my hands, feet, arms and back of the neck. If it wasn’t for the fact
that we are in Bangladesh plus Tasfia is only sixteen, I would have got naked
in front of her saying “choose whichever part of my body you like or even
decorate it all”. And it wasn’t only about the way I would look afterwards –
just simple observation of this process was involving. Looking how the body is
being covered one centimeter after the other with lines and circles. Decoration
took three hours. Tasfia patiently applied henna and didn’t want to stop even
for a short brake. She had as much fun as I did.
Later she
showed us other of her works – drawings, paintings, sketches. It’s obvious that
she has a gift. She copies in an ideal way. Maybe with time she will develop
her own style.
The only
less fascinating part of the process comes later – body shall be covered with
henna all night long. Hard pieces of paint peel off all the time creating a
chocolate-like coating everywhere around. They itch and irritate. And I had to
scratch everything of earlier than I was supposed to because S. didn’t want to
let me into bed. But at least the inner side of my hands were covered with deep
brown color which according to Bengali tradition means that I will have a very
loving husband. No show me this naive man…
So if you are
ever to come to Dhaka and dream of henna “tattoos” – wrote to Tasfia. Her
e-mail address is: wiztas@gmail.com. If you get lucky she might want to decorate
your skin as well. And remember – do not negotiate the price because her skills
are worth all the money.
ALL PICTURES BY A. - I COULDN'T MOVE A FINGER!
Pictures in the post "All that you would like... (1)" also show tatoos made by Tasfia.
3 komentarze:
Rewelacja!
Ma dziewczyna oko ;)
Prześlij komentarz