sobota, 5 lutego 2011

Egipt / Egypt

Egipt
Przeciwnicy Mubaraka na placu Tahrir.
Zwolennicy Mubaraka na placu Tahrir.
Strzelanina.
Muzeum Egipskie plądrowane. Mumie zbezczeszczone. Ktoś się włamał do jakiejś piramidy. Mieszkańcy Kairu otoczyli muzeum kordonem, żeby powstrzymać wandali, ale to pracownicy są podejrzewani o niszczenie historii sprzed kilku tysięcy lat.
Ranni.
Zabici.
Aresztowani.
Pierwsza ofiara śmiertelna wśród dziennikarzy.























Rewolucja miała być demokratyczna. W pierwszym odruchu rzuciłam się do podpisywania petycji – o przywrócenie dostępu do Internetu i telefonii komórkowej (zdania nie zmienię), do uczestnictwa w wirtualnym marszu miliona solidarnych z protestantami. Potem ktoś mądry powiedział, że jedyną zorganizowaną grupą opozycyjną w tym kraju są islamiści – nie chcę być posądzona o dyskryminowanie żadnej religii – po prostu uważam, że religia powinna być oddzielona od polityki. Każda religia. Moje zapędy do wspierania opadły – niestety nie umiem uwierzyć w to, że ludzie kierujący się nawet szczytnymi ideałami demokracji, jeżeli brak im organizacji i struktur, są w stanie pokonać religijne organizacje zaangażowane w politykę. Ale cóż – nie mnie oceniać – tym bardziej, ze mój wstręt do wiadomości w dalszym ciągu utrzymuje się na niezwykle wysokim poziomie i nie jestem w pełni na bieżąco nawet z informacyjną papką serwowaną w mediach.























Więc chociaż mnie kusi – nie będę pisać o istotności demokratycznych przewrotów i cytować dziennikarzy mówiących i piszących o egipskiej wersji roku 1989. A tak korci…
Kilka miesięcy temu pociłam się pod prześcieradłem w małym, dusznym pokoiku, pełnym mrówek niedaleko placu Tahrir. Naprzeciwko Muzeum Egipskiego. Widoku z okna i różowo – pomarańczowych ścian muzeum nie podziwiałam, bo a – klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach i nie zamierzałyśmy z Mamą, z która tam byłam, wpuszczać ukropu do środka, b – hałas z ulicy i nigdy nie milknące klaksony zagłuszyłyby każdą rozmowę, nie mówiąc już o uniemożliwieniu drzemki, czy snu.
W Kairze spędziłyśmy ledwie kilka dni, po podróży z Port Saidu i dopłynięciu do tegoż statkiem handlowym prowadzonym przez mojego Tatę. Nawiasem mówiąc porty są teraz nieczynne, Ojciec niedawno przepływał Kanałem Sueskim i pisał o pustych nabrzeżach, wyludnionych bulwarach, zamarłych terminalach. Rzeczony plac przecięłyśmy jednak w tym czasie wiele razy. Nie umiem skojarzyć go z krwią.























W telewizji pokazywali ujęcie na którym widać sklep, w którym kupowałam ślubny prezent dla przyjaciela. Dostałyśmy wtedy z Mamą po skarabeuszu – przed wyjazdem na wesele zrobiłam z nich bransoletki, które miały Mamie przynieść spokój, a mnie szczęście w mającej się wkrótce rozpocząć, samotnej podróży przez Europę Wschodnią (Mama jeszcze wtedy nie wiedziała, że podróż ma być samotna). Przed tym sklepem stały chyba wozy pancerne – pochodzę z epoki, która dla Polski była jak dotąd pokojowa, więc pewności nie mam, ale – powiedzmy – na zwykłe ciężarówki to nie wyglądało.
Może to tylko podszepty wyobraźni, ale w gazecie widziałyśmy zdjęcie chłopaczka siedzącego na czołgu, który wyglądał jak nasz przewodnik po Gizie (gdzie swoją drogą na pustyni złapałam kleszcza i uznałam to za przejaw jakichś pozostałości egipskich plag, nieświadoma, że plaga na Egipt spadnie kilka miesięcy później).
Oglądam teraz te wszystkie zdjęcia, ujęcia, nagrania i relacje i mam wrażenie, jakbym widziała film nakręcony w znajomych dekoracjach – i te, spłaszczone przez ekran zdają się być marną scenografią. Czy ktoś, kto nigdy nie widział na żywo czołgu na ulicy jest naprawdę w stanie go sobie wyobrazić? Z punktu widzenia doświadczenia i „kolekcjonowania” wiedzy – to dobrze, czy źle, że nigdy tego nie widziałam?























Egypt
Mubarak’s oponents on Tahrir Square.
Mubarak’s proponents on Tahrir Square.
Shooting.
Egyptian Museum robbed. Mummies defiled. Someone broke into some pyramid. Cairo inhabitants surrounded the museum to stop vandals but those are workers who are suspected to destroy the history thousands of years old.
Wounded.
Killed.
Arrested.
The first mortal casualty among journalists.























The revolution was supposed to be democratic. My first reaction was to sign all the petitions – about bringing back the Internet connection and mobile phones (and I’ll stick to it), to take part in virtual march of millions solidary with prostesters. Than someone wise said that the only organized opposition group in the country are Islamists – I do not want to be suspected of discriminating one religion – I simply think that no religion shall be connected with politics. And I mean every religion. My desire to support was “cooled” – I just cannot believe that even people driven by noble idea of democracy in not organized and structured can win with religious groups directed on politics. But well – I am not the one to judge – especially because my disgust towards news is still strong and I do not even fully follow the information pulp served by media.
Though it is so hard to resist the temptation to write about how important are democratic changes or to quote some journalists saying that what we observe is Egyptian version of Polish (and later European) year 1989.
Few months earlier I was sweating under the sheet in small, stuffy room close to Tahrir Square and in front of Egyptian Museum. I was not looking out the window on orange – pink walls of the museum cause – a – air conditioning was fully operating and mom and me, we had no intention to let the heat inside, b – because the noise with hoots was strong enough to disable any conversation or sleeping attempt.























In Cairo we spent only few days, after we came from Port Said after we had sailed there on the merchant vessel commanded by my father, (I shall mention that he was crossing the Suez Channel just few days ago and wrote us about empty ports, deserted boulevards, closed terminals). Still we crossed the Tahrir Square quite a few times back than. And somehow I cannot associate this place with blood.
On TV I saw picture showing the shop where I had bought a wedding gift for my friend. The salesman gave us to scarabs – I made bracelets with them – one for mom to keep her calm and second for me to bring me good luck on a then planned and soon started trip to Eastern Europe (back then mom did not know I was to travel alone). And in front of this shop there were two war wagons I think – am no expert as I come from the times that were peaceful for Poland – still they didn’t look like simple trucks.
Maybe it’s just imagination but on the newspaper we saw a picture of a boy sitting on a tank who looked just like our guide from Giza (where – funny thing – I caught a tick just in the middle of the dessert and “considered” it a leftover of some ancient Egyptian plague not even imagining that the real plague was to come in a few months).
Now I watch all those pictures, films and recordings having an impression that I am watching a movie made in familiar decorations which on the screen seem to be just a badly made scenery. Does anyone who has never ever seen a tank on the street “live” can really imagine it? Considering the “gathering” of experience and knowledge – is it good or is it bad that I have never seen it?

Brak komentarzy: