poniedziałek, 18 października 2010

Ucieczka / Escape

























Ucieczka
Barcelona miała być moją ucieczką przed jesienią. Ucieczką przed opadającymi liśćmi, coraz krótszymi dniami, brakiem światła. Ucieczką przed coroczną depresją trwającą po kilka miesięcy. Ucieczką przed poczuciem, że nie jestem we właściwym miejscu i przed świadomością, że nie mam pojęcia gdzie to miejsce jest.
Zanim uciekłam, wydarzyło się kilka rzeczy, które spowodowały, że pomyślałam, że wcale nie chcę uciekać, sądziłam, że coś się zmieniło, że odnalazłam sens tam, gdzie miało go nie być. Ale znowu uciekam.
I jak co roku jesień znowu mnie dopada. W Barcelonie też robi się zimno, żeby rozgrzać się przed snem poszłam wczoraj na długi, szybki spacer na Plaza Espanya. W przejściu podziemnym pachniało limonkami, na ulicy marihuaną i tanim tytoniem. W końcu i ja usiadłam, żeby zapalić. Podeszła do mnie ogolona na zero młoda dziewczyna, w czarnej bluzie i poszarpanej spódniczce, poprosiła o papierosa. Życzyła mi dobrej nocy. I noc była dobra, ale przyszedł ranek i obudziłam się w zimnym, pustym pokoju.
Kocham Barcelonę – za to, że często nie umiem rozpoznać, w jakim języku mówią ludzie, których mijam, za to, że mogę się ubrać jak lump, albo odstawić i nikt się nie dziwi, za to, że tak wiele mam w niej jeszcze do odkrycia. Ale Barcelona też ma swoją jesień i na placu przed domem, w którym mieszkamy też opadają liście, dzień zaczyna się skracać.
I wiem, że jakby to była Hawana, to może bym tak nie marzła, ale też przyszłyby huragany i deszcze, bo nawet Hawana, miasto moich marzeń, ma swoją jesień. I wszędzie jest moment na to, żeby się zastanowić, co by było gdybym była gdzie indziej.
A może to wcale nie jest ucieczka, tylko poszukiwanie?

Escape
Barcelona was meant to be my escape from autumn. Escape from the falling leaves, shorter days, luck of light. Escape from the every year depression that lasts for few months. Escape from the feeling that I am not in the right place and awareness of the fact that I don’t know where that place is.
Before I escaped, there happened something that made me think that I didn’t have to run away any more, made me believe that something has changed and that I found the sense where it was not supposed to be. But I am running away again.
And again – as every year – the autumn catches me. Barcelona is becoming colder. Yesterday I went for a long, fast walk on Plaza Espanya to warm myself up before going to bed. In the underground I could smell limes, on the street – cheap tobacco and marijuana. Finally I also stopped to have a smoke. Some young, bold girl in black blouse and worn-out skirt asked me for a cigarette. She wished me good night. And the night was good but I woke up in the cold, empty room.
I love Barcelona – for the fact that often I cannot recognize the language spoken by people who pass by, for the fact that whatever I wear – some shit or glamour - no one cares, for the fact that I have so much to discover in this city. But Barcelona also has it’s autumn and on the square in front of the house we live in, leaves also fall down and the day is becoming shorter.
And I know that if it was Havana I would not be so cold but still – the hurricanes and rains would eventually come cause even Havana – the city of my dreams - has it’s autumn. And everywhere there is a moment to think of what would happen if I were elsewhere.
Or maybe it’s not an escape but a search?

3 komentarze:

BOR pisze...

:*, bedzie dobrze Sis!

Ania pisze...

chyba to znam..:*
jedno co sie w naszym zyciu nie zmienia to pory roku...przebudzenie,pasja, refleksja,stagnacja...i znowu przebudzenie,pasja....jedna "stala" niezmienna.

be_bronze... pisze...

i nigdy nie da się uciec przed sobą samą...