Gdyby cztery lata temu ktoś powiedział mi, że będę mieszkała
w Warszawie i ze swojego mieszkania będę miała ledwie dziesięć minut drogi do
Empiku, w którym odbędzie się spotkanie z Yoani Sanchez, promującą swoją książkę... Zdziwiłabym się.
Bo nie wiedziałam, że przeprowadzę się akurat tu.
Bo jeszcze nie zanosiło się na wydanie blogu Yoani w formie
książkowej – ja dostałam go od niej na płycie CD.
Bo Yoani miała zakaz podróży.
Ale stało się. W poniedziałek, 27 maja 2013 roku w Empiku na
Marszałkowskiej Yoani Sanchez opowiadała o swoim blogu i walce z systemem.
Wiele rzeczy, które opowiadała pamiętałam z wywiadu, którego udzieliła mi
niespodziewanie cztery lata temu w Hawanie, w swoim mieszkaniu na czternastym
piętrze paskudnego wieżowca. Przygotowywałam się do tego wywiadu w
poprzedzającą noc – jadąc na Kubę nawet nie śniłam, że mogłabym się spotkać z
osobą tego formatu. Ale Claudia Cadelo, z którą miałam pierwszy kontakt,
postanowiła, że muszę poznać Yoani i kropka. Umówiła nas (byłam z jedną z moich
ulupionych podróżniczych partnerek – Kasią) na spotkanie, a Ciro Diaz, jej mąż,
wytłumaczył nam jak tam trafić.
Byłam przeziębiona, przerażona i bardzo stremowana.
Pod blok dotarłyśmy za wcześnie. Krążyłyśmy po okolicy,
starając się nie zwracać na siebie uwagi. I próbując nie zauważać urzędu
kontroli obcokrajowców, który znajdował się naprzeciwko. Drzwi otworzył nam
czternastoletni wówczas syn Yoani Sanchez, zupełnie niespeszony widokiem obcych
twarzy i łamanym hiszpańskim, którym zapytałam go o mamę. A po chwili do pokoju
weszła nieco jeszcze zaspana, najbardziej wpływowa blogerka świata.
Tamto spotkanie, dziwny wywiad, podczas którego ja mówiłam
po angielsku, a ona po hiszpańsku, będę pamiętała do końca życia. To jedno z
najważniejszych moich przeżyć. I będę o nim opowiadała przy niezliczonych
okazjach – nie tylko dlatego, że jestem dumna z tego, że udało mi się ten
wywiad przeprowadzić, że byłam w domu kobiety, która zmienia historię swojego
kraju, ale również dlatego, że historie, które opisuje na swoim blogu są nadal
niezwykle ważne.
Yoani Sanchez pisze o kubańskiej codzienności. Pisze w sosób
brutalnie szczery. Nie wykrzykuje haseł, nie składa roszczeń – ot rozlicza
swoją codzienność z anormalności. Pomijając już nawet wpływ, jaki ma na swoje
otoczenie, jest niezwykle ważnym głosem, który pozwala zrozumieć ludziom z
zewnątrz, na czym polega historyczna pomyłka, jaką jest komunizm.
Urodziłam się w Polsce, w roku 1984, dzięki czemu wciąż
jeszcze pamiętam świat zza żelaznej kurtyny. Nie doświadczyłam go boleśnie, bo
byłam dzieckiem. Kochanym, dopieszczanym i zadbanym. A to, co było dookola mnie
zdawało się być naturalne. Moją wizją świata była Polska drugiej połowy lat
osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Musiało minąć wiele lat od przełomu i ja
musiałam zobaczyć wiele krajów, by zrozumieć, że moje dzieciństwo nie upływało
w normalnym miejscu. Ale dzięki moim doświadczeniom myśląc o Kubie ani przez
chwilę nie wachałam się, po której stronie muru się opowiedzieć – po stronie
rządowej, czy opozycyjnej. Bo wiedziałam, w jaki sposób fałszuje się obraz tego
kraju w oficjalnych przekazach i rozumiałam czym jest strach blokujący głosy tych,
którzy znali rzeczywistość. To wszystko było dla mnie oczywiste.
Ale ludzi z tej strony żelaznej kurtyny jest na świecie
ograniczona liczba. A pozostali często nie są w stanie nawet wyobrazić sobie,
jak wygląda życie w dyktaturze. Porównują kraje socjalistyczne, do
kapitalistycznych, ale po prostu bardzo biednych. Nie rozumieją, ze kraje
komunistyczne są biedne ze względu na prowadzoną w nich politykę, a nie
niedostatek zasobów. I że nie posiadają one warstwy uprzywilejowanej ze względu
na bogactwo, do której można dostać się swoją pracą, sprytem i pragnieniem. Nie
wiedzą, że w kraju komunistycznym ludzie uprzywilejowani to ci, którzy jak
roboty potrafią powtarzać jedynie słuszne hasła i poglądy. Że ludzie
wartościowi, chcący się kształcić i rozwijać nie mogą przyczynić się do
dobrobytu swojego kraju na przykład dlatego, że myślą inaczej, albo mieli w
rodzinie kogoś, kto był władzy niewygodny. Nie rozumieją strachu, który
obezwładnia każdego człowieka, który ma odwagę myśleć swoje własne myśli...
Zaledwie tydzień temu moja Kochana Ciocia zaprosiła mnie na
spotkanie ze swoją rodziną. Poznałam jej Ciocię, lat pewnie siedemdziesiąt, w
której zakochałam się bez pamięci (jakżeż ja chciałabym mieć tyle energii i
młodości w sobie, będąc w takim wieku) i córkę Cioci – niezwykle sympatyczną
Panią, której mąż jest Amerykaninem i w Stanach mieszkają. I męża już
zdecydowanie nie pokochałam. Nie przeszkadzała mi jego niechęć do własnego
kraju – polityka zagraniczna USA jest co najmniej dyskusyjna, imperialistyczne
praktyki również. Ale żeby robić z Fidela Castro bohatera światowego, który
uchronił Kubę przed pazernością Stanów i wprowadził na światłą ścieżkę
socjalizmu... To już jest gruba przesada.
Facet podważał każde moje moje słowo. Że uważam, że na Kubie
jest źle, bo rozmawiałam tylko z krytykami systemu (jakby łatwo było z takimi
porozmawiać...), że krytykuję Fidela, bo nie chcę przyjąć jego dobrych intencji
i wizjonerstwa (już chciałam powiedzieć, że dobrymi chęciami to piekło jest co
najwyżej wybrukowane), że wszystko widzę czarno, bo... Bo, bo bo...
Bobo. Inaczej berbeć.
Kiedy zaczął mi mówić, ze Fidel jest dobry, ponieważ na
Kubie jest najniższy odsetek analfabetów w Ameryce Łacińskiej, parsknęłam
śmiechem.
- Dobry Wujek Fidel nauczył ciemnotę czytać, żeby móc jej
lektury wybierać i szerzyć polityczną indoktrynację. – w odpowiedzi zostalam zmierzona spojrzeniem,
które mówiło mi, że jestem kosmitką.
Następne było wychwalanie szpitali i edukacji medycznej. Pan
widział dwa szpitale, które w latach dziewięćdziesiątych były lepiej
wyposażone, niż przeciętny szpital w USA. Zapytałam, kto go oprowadzal po
szpitalach i wyspie. Oczywiście rządowi przedstawiciele. Nie było mu jak
wytłumaczyć, że widział maleńki wycinek rzeczywistości dla partyjnych
funkcjonariuszy. Że przeciętny mieszkaniec musi się zadowolić samym łóżkiem w
szpitalu bez lekarzy (bo większość z nich została wysłana na misje do
Wenezueli, albo Boliwii), bez pościeli i bez leków. I że to nie jest jak w
Bangladeszu, że jak masz pieniądze, to rodzina ci przywiezie pościel i wykupi
leki, bo na Kubie apteki sprzedają zioła i jak nie masz znajomości partyjnych
albo dostępu do czarnego rynku, to nawet za grube pieniądze nic nie załatwisz.
Ludziom z wolnego świata te absurdy socjalistycznej
codzienności w ogóle nie przechodzą przez głowę. Dlatego blog Yoani Sanchez
jest ważny nie tylko dla Kubańczyków – ale i dla tych wszystkich, którzy w
przywódcach socjalistycznej rewolucji widzą wybawców od kapitaliscztynego zła.
Żeby mogli zrozumieć, ze chociaż kapitalizm nie jest wesoły, a demokracja
idealna – naprawdę nic lepszego się stworzyć nie da.
Czytajcie zatem blogi kubańskich dysydentów i książkę „Cuba
Libre. Notatki z Hawany”. Czytajcie i polecajcie znajomym. Na zdrowie!
Na zakończenie chciałam jeszcze wspomnieć o Claudii Cadelo.
Claudia przestała prowadzić swój blog dwa lata temu. Zapytałam o nią Yoani
Sanchez i w odpowiedzi usłyszałam, że Claduii zabrakło wsparcia rodziny i
bliskich i że jej odwaga została zduszona. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak
okropne rzeczy ktoś zrobił, by tę wspaniałą, młodą kobietę złamać. Pamiętam
Claudię, jej energię, pełne żaru i wiary słowa, jej zapał i wojowniczość…
Czytajcie więc też po to, aby nigdy więcej żadnej dziewczynie nie odebrano już
błysku z oka.
If four
years ago I were told that I would be living in Warsaw and it would be only ten
minutes walk to Empik in which there would be a meeting with Yoani Sanchez
promoting her book… I’d be rather surprised.
Becuse I
didn’t know that I’d move here.
Cause no one
was expecting that Yoani’s blog would be published as a book – I got it from
her on CD.
Because
Yoani was forbidden to travel.
Yet it happened. On Monday, May 27th 2013 in Empik on Marszałkowska Yoani
Sanchez was talking about her blog and her struggle with the system. I remembered
many of those things from an interview I made with her unexpectedly four years
ago in Havana in her flat on the fourteen floor of the ugly block. I was
preparing for it during the preceding night because while I was going to Cuba I
did not even dream about having a possibility of talking with such a meaningful
person. Luckily Claudia Cadelo who I contacted as first person on the island,
decided that I have to meet Yoani and that was it. She contacted us (I was
there with one of my favorite travel partners – Kasia) and Ciro Diaz, Claudia’s
husband explained us how to find the place.
I had a
cold, I was scared and frightened.
We reached
the block of flats too early. We walked around the neighborhood trying not to
be too visible. And trying not to see the office of foreigners’ control which
was situated just on the opposite side of the street. The doors were open by a
then fourteen years old boy - Yoani’s son. He didn’t seem puzzled with the view
of two strange faces and my bad Spanish when I asked him about his mom. And a
moment later a still sleepy, most influential blogger in the world entered the
room.
That
meeting and a strange interview in which I was asking questions in English and
was given answers in Spanish – I will remember for the rest of my life. It is
one of my most important experiences. And I will keep talking about it on
various occasions – not only because I am proud of it or because I managed to
talk to her and even because I visited the house of the woman who keeps
changing the history of her country but mostly because the stories she
describes at her blog are still extremely important.
Yoani
Sanchez writes about Cuban everyday life. And she writes with a brutal honesty.
She does not scream out any slogans or voice any claims – she simply settles
her everyday life for its abnormality. Even if we forget her impact on her own
surrounding – she is still an extremely important voice which lets the people from
outside Cuba understand what kind of historical mistake communism is.
I was born
in Poland in the years 1984 thanks to which I still remember the world from
behind the iron curtain. I did not experience it painfully as I was just a
child. A loved, taken care of child. And what was around me felt simply very
natural. Many years had to pass since the break and I had to see many countries
to understand that my childhood was not spent in a normal place. But thanks to
my experiences when started thinking of Cuba I had never hesitated to which side
of the wall I shall choose – the governmental or oppositional. Because I knew
exactly how the official media manipulate the vision of this country and I
understood the fear blocking the voices of those who knew the reality. It was
quite obvious to me.
But the
number of people from behind the iron curtain in the world is limited. And most
of the time all the others cannot even imagine what the life in dictatorship
looks like. They compare countries which are communistic and those simply very
poor. They do not understand that usually the poverty in communist countries is
not a result of a shortage of some resources but simply a result of politics. Those
countries do not have a wealthy class to which one can get by hard work, cleverness
and wanting. They do not know that in a communist country privileged people are
those who can change themselves into robots repeating the only right slogans
and views. That brilliant people who want to educate and develop themselves
cannot help their country because of e.g. different thinking or having in a
family a person who was brave enough to think his or her own thoughts…
Just a week
ago my lovely aunt invited me to the meeting with her family. I met her aunt,
probably seventy or so years old in whom I fell in love with from the first sight
(I’d do anything to have such an energy and youth in myself in her age). I also
met this woman’s daughter – very nice person married to an American and living
in States. And with the husband I most definitely did not fall in love with. I
couldn’t be bothered with his antipathy towards his own country as US foreign
policy is at least discussible same as imperialistic practices. But to make out
of Fidel Castro a world hero who saved Cuba from US greediness and led his
country on the enlighten pave of socialism… That is way too much…
The guy
contested my every word. That I was thinking that Cuba’s situation is bad
because I only talked to the critics of the system (like if it was so easy to
speak to them…), that I criticize Fidel because I do not want to accept his
good intentions and visions (I was about to say that hell is paved with good
intentions) that I see all in black, cause… Because, because, because…
When he
started saying that Fidel is so good because Cuba has the lowest number of illiterate
people in the whole Latin America I burst out with laughter.
- Good
Uncle Fidel taught them to read to get the chance to choose their reading and
spread political indoctrination. – as an answer I received a look telling me that I
am an alien.
What followed
was praising of hospitals and medical education. Guy saw two hospitals in the
nineties which were better equipped that regular hospitals in US at that time.
I asked him who showed him around those places. Naturally those were
governmental representatives. It was impossible to explain him that he saw just
a very small fragment of the reality accessible only for functionaries of the
party. And that a normal citizen can only get a bed in a hospital without
doctors (because most of them were send for missions in Venezuela or Bolivia), without
sheets or medicines. And that unlike in Bangladesh where if you at
least have money, the family can bring you sheets and buy medicines. Because in
Cuba drug stores sell only herbs and even if own a fortune (which is more than
rare) without the access to the black market or friends from the party you are
not able to get anything.
People from
the free world simply cannot process the absurd of socialistic reality. And
that is why Yoani Sanchez’ blog is so important and not only for Cubans but
also for those who in the leaders of communistic revolution see the rescuers
from the capitalistic evil. To let them understand that although capitalism is
not the best and democracy is not ideal – it is really not possible to create
anything better.
So read the
blogs of Cuban dissidents and the book „Cuba Libre. Notes from Havana”.
Read it and pass it to your friends. Let it bless you!
In the end
I wanted to mention Claudia Cadelo. Claudia stopped writing her blog two years ago. I
asked Yoani Sanchez about her and I was answered that Claudia did not get
enough family support and her bravery was stifled. I do not even want to
imagine what someone must have done to break this amazing young woman. I
remember Claudia very well – her energy, her words full of fire and faith, her
eagerness and bravery… So read also to stop people from taking the light off
another girl’s eyes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz