czwartek, 30 maja 2013

Yoani Sanchez


Gdyby cztery lata temu ktoś powiedział mi, że będę mieszkała w Warszawie i ze swojego mieszkania będę miała ledwie dziesięć minut drogi do Empiku, w którym odbędzie się spotkanie z Yoani Sanchez, promującą swoją książkę... Zdziwiłabym się.

Bo nie wiedziałam, że przeprowadzę się akurat tu.

Bo jeszcze nie zanosiło się na wydanie blogu Yoani w formie książkowej – ja dostałam go od niej na płycie CD.

Bo Yoani miała zakaz podróży.

Ale stało się. W poniedziałek, 27 maja 2013 roku w Empiku na Marszałkowskiej Yoani Sanchez opowiadała o swoim blogu i walce z systemem. Wiele rzeczy, które opowiadała pamiętałam z wywiadu, którego udzieliła mi niespodziewanie cztery lata temu w Hawanie, w swoim mieszkaniu na czternastym piętrze paskudnego wieżowca. Przygotowywałam się do tego wywiadu w poprzedzającą noc – jadąc na Kubę nawet nie śniłam, że mogłabym się spotkać z osobą tego formatu. Ale Claudia Cadelo, z którą miałam pierwszy kontakt, postanowiła, że muszę poznać Yoani i kropka. Umówiła nas (byłam z jedną z moich ulupionych podróżniczych partnerek – Kasią) na spotkanie, a Ciro Diaz, jej mąż, wytłumaczył nam jak tam trafić.

Byłam przeziębiona, przerażona i bardzo stremowana.

Pod blok dotarłyśmy za wcześnie. Krążyłyśmy po okolicy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. I próbując nie zauważać urzędu kontroli obcokrajowców, który znajdował się naprzeciwko. Drzwi otworzył nam czternastoletni wówczas syn Yoani Sanchez, zupełnie niespeszony widokiem obcych twarzy i łamanym hiszpańskim, którym zapytałam go o mamę. A po chwili do pokoju weszła nieco jeszcze zaspana, najbardziej wpływowa blogerka świata.

Tamto spotkanie, dziwny wywiad, podczas którego ja mówiłam po angielsku, a ona po hiszpańsku, będę pamiętała do końca życia. To jedno z najważniejszych moich przeżyć. I będę o nim opowiadała przy niezliczonych okazjach – nie tylko dlatego, że jestem dumna z tego, że udało mi się ten wywiad przeprowadzić, że byłam w domu kobiety, która zmienia historię swojego kraju, ale również dlatego, że historie, które opisuje na swoim blogu są nadal niezwykle ważne.

Yoani Sanchez pisze o kubańskiej codzienności. Pisze w sosób brutalnie szczery. Nie wykrzykuje haseł, nie składa roszczeń – ot rozlicza swoją codzienność z anormalności. Pomijając już nawet wpływ, jaki ma na swoje otoczenie, jest niezwykle ważnym głosem, który pozwala zrozumieć ludziom z zewnątrz, na czym polega historyczna pomyłka, jaką jest komunizm.

Urodziłam się w Polsce, w roku 1984, dzięki czemu wciąż jeszcze pamiętam świat zza żelaznej kurtyny. Nie doświadczyłam go boleśnie, bo byłam dzieckiem. Kochanym, dopieszczanym i zadbanym. A to, co było dookola mnie zdawało się być naturalne. Moją wizją świata była Polska drugiej połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Musiało minąć wiele lat od przełomu i ja musiałam zobaczyć wiele krajów, by zrozumieć, że moje dzieciństwo nie upływało w normalnym miejscu. Ale dzięki moim doświadczeniom myśląc o Kubie ani przez chwilę nie wachałam się, po której stronie muru się opowiedzieć – po stronie rządowej, czy opozycyjnej. Bo wiedziałam, w jaki sposób fałszuje się obraz tego kraju w oficjalnych przekazach i rozumiałam czym jest strach blokujący głosy tych, którzy znali rzeczywistość. To wszystko było dla mnie oczywiste.

Ale ludzi z tej strony żelaznej kurtyny jest na świecie ograniczona liczba. A pozostali często nie są w stanie nawet wyobrazić sobie, jak wygląda życie w dyktaturze. Porównują kraje socjalistyczne, do kapitalistycznych, ale po prostu bardzo biednych. Nie rozumieją, ze kraje komunistyczne są biedne ze względu na prowadzoną w nich politykę, a nie niedostatek zasobów. I że nie posiadają one warstwy uprzywilejowanej ze względu na bogactwo, do której można dostać się swoją pracą, sprytem i pragnieniem. Nie wiedzą, że w kraju komunistycznym ludzie uprzywilejowani to ci, którzy jak roboty potrafią powtarzać jedynie słuszne hasła i poglądy. Że ludzie wartościowi, chcący się kształcić i rozwijać nie mogą przyczynić się do dobrobytu swojego kraju na przykład dlatego, że myślą inaczej, albo mieli w rodzinie kogoś, kto był władzy niewygodny. Nie rozumieją strachu, który obezwładnia każdego człowieka, który ma odwagę myśleć swoje własne myśli...



Zaledwie tydzień temu moja Kochana Ciocia zaprosiła mnie na spotkanie ze swoją rodziną. Poznałam jej Ciocię, lat pewnie siedemdziesiąt, w której zakochałam się bez pamięci (jakżeż ja chciałabym mieć tyle energii i młodości w sobie, będąc w takim wieku) i córkę Cioci – niezwykle sympatyczną Panią, której mąż jest Amerykaninem i w Stanach mieszkają. I męża już zdecydowanie nie pokochałam. Nie przeszkadzała mi jego niechęć do własnego kraju – polityka zagraniczna USA jest co najmniej dyskusyjna, imperialistyczne praktyki również. Ale żeby robić z Fidela Castro bohatera światowego, który uchronił Kubę przed pazernością Stanów i wprowadził na światłą ścieżkę socjalizmu... To już jest gruba przesada.

Facet podważał każde moje moje słowo. Że uważam, że na Kubie jest źle, bo rozmawiałam tylko z krytykami systemu (jakby łatwo było z takimi porozmawiać...), że krytykuję Fidela, bo nie chcę przyjąć jego dobrych intencji i wizjonerstwa (już chciałam powiedzieć, że dobrymi chęciami to piekło jest co najwyżej wybrukowane), że wszystko widzę czarno, bo... Bo, bo bo...

Bobo. Inaczej berbeć.

Kiedy zaczął mi mówić, ze Fidel jest dobry, ponieważ na Kubie jest najniższy odsetek analfabetów w Ameryce Łacińskiej, parsknęłam śmiechem.

- Dobry Wujek Fidel nauczył ciemnotę czytać, żeby móc jej lektury wybierać i szerzyć polityczną indoktrynację.  – w odpowiedzi zostalam zmierzona spojrzeniem, które mówiło mi, że jestem kosmitką.

Następne było wychwalanie szpitali i edukacji medycznej. Pan widział dwa szpitale, które w latach dziewięćdziesiątych były lepiej wyposażone, niż przeciętny szpital w USA. Zapytałam, kto go oprowadzal po szpitalach i wyspie. Oczywiście rządowi przedstawiciele. Nie było mu jak wytłumaczyć, że widział maleńki wycinek rzeczywistości dla partyjnych funkcjonariuszy. Że przeciętny mieszkaniec musi się zadowolić samym łóżkiem w szpitalu bez lekarzy (bo większość z nich została wysłana na misje do Wenezueli, albo Boliwii), bez pościeli i bez leków. I że to nie jest jak w Bangladeszu, że jak masz pieniądze, to rodzina ci przywiezie pościel i wykupi leki, bo na Kubie apteki sprzedają zioła i jak nie masz znajomości partyjnych albo dostępu do czarnego rynku, to nawet za grube pieniądze nic nie załatwisz.

Ludziom z wolnego świata te absurdy socjalistycznej codzienności w ogóle nie przechodzą przez głowę. Dlatego blog Yoani Sanchez jest ważny nie tylko dla Kubańczyków – ale i dla tych wszystkich, którzy w przywódcach socjalistycznej rewolucji widzą wybawców od kapitaliscztynego zła. Żeby mogli zrozumieć, ze chociaż kapitalizm nie jest wesoły, a demokracja idealna – naprawdę nic lepszego się stworzyć nie da.
Czytajcie zatem blogi kubańskich dysydentów i książkę „Cuba Libre. Notatki z Hawany”. Czytajcie i polecajcie znajomym. Na zdrowie!

Na zakończenie chciałam jeszcze wspomnieć o Claudii Cadelo. Claudia przestała prowadzić swój blog dwa lata temu. Zapytałam o nią Yoani Sanchez i w odpowiedzi usłyszałam, że Claduii zabrakło wsparcia rodziny i bliskich i że jej odwaga została zduszona. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak okropne rzeczy ktoś zrobił, by tę wspaniałą, młodą kobietę złamać. Pamiętam Claudię, jej energię, pełne żaru i wiary słowa, jej zapał i wojowniczość… Czytajcie więc też po to, aby nigdy więcej żadnej dziewczynie nie odebrano już błysku z oka.



If four years ago I were told that I would be living in Warsaw and it would be only ten minutes walk to Empik in which there would be a meeting with Yoani Sanchez promoting her book… I’d be rather surprised.

Becuse I didn’t know that I’d move here.

Cause no one was expecting that Yoani’s blog would be published as a book – I got it from her on CD.

Because Yoani was forbidden to travel.

Yet it happened. On Monday, May 27th 2013 in Empik on Marszałkowska Yoani Sanchez was talking about her blog and her struggle with the system. I remembered many of those things from an interview I made with her unexpectedly four years ago in Havana in her flat on the fourteen floor of the ugly block. I was preparing for it during the preceding night because while I was going to Cuba I did not even dream about having a possibility of talking with such a meaningful person. Luckily Claudia Cadelo who I contacted as first person on the island, decided that I have to meet Yoani and that was it. She contacted us (I was there with one of my favorite travel partners – Kasia) and Ciro Diaz, Claudia’s husband explained us how to find the place.

I had a cold, I was scared and frightened.

We reached the block of flats too early. We walked around the neighborhood trying not to be too visible. And trying not to see the office of foreigners’ control which was situated just on the opposite side of the street. The doors were open by a then fourteen years old boy - Yoani’s son. He didn’t seem puzzled with the view of two strange faces and my bad Spanish when I asked him about his mom. And a moment later a still sleepy, most influential blogger in the world entered the room.

That meeting and a strange interview in which I was asking questions in English and was given answers in Spanish – I will remember for the rest of my life. It is one of my most important experiences. And I will keep talking about it on various occasions – not only because I am proud of it or because I managed to talk to her and even because I visited the house of the woman who keeps changing the history of her country but mostly because the stories she describes at her blog are still extremely important.

Yoani Sanchez writes about Cuban everyday life. And she writes with a brutal honesty. She does not scream out any slogans or voice any claims – she simply settles her everyday life for its abnormality. Even if we forget her impact on her own surrounding – she is still an extremely important voice which lets the people from outside Cuba understand what kind of historical mistake communism is.

I was born in Poland in the years 1984 thanks to which I still remember the world from behind the iron curtain. I did not experience it painfully as I was just a child. A loved, taken care of child. And what was around me felt simply very natural. Many years had to pass since the break and I had to see many countries to understand that my childhood was not spent in a normal place. But thanks to my experiences when started thinking of Cuba I had never hesitated to which side of the wall I shall choose – the governmental or oppositional. Because I knew exactly how the official media manipulate the vision of this country and I understood the fear blocking the voices of those who knew the reality. It was quite obvious to me.

But the number of people from behind the iron curtain in the world is limited. And most of the time all the others cannot even imagine what the life in dictatorship looks like. They compare countries which are communistic and those simply very poor. They do not understand that usually the poverty in communist countries is not a result of a shortage of some resources but simply a result of politics. Those countries do not have a wealthy class to which one can get by hard work, cleverness and wanting. They do not know that in a communist country privileged people are those who can change themselves into robots repeating the only right slogans and views. That brilliant people who want to educate and develop themselves cannot help their country because of e.g. different thinking or having in a family a person who was brave enough to think his or her own thoughts…



Just a week ago my lovely aunt invited me to the meeting with her family. I met her aunt, probably seventy or so years old in whom I fell in love with from the first sight (I’d do anything to have such an energy and youth in myself in her age). I also met this woman’s daughter – very nice person married to an American and living in States. And with the husband I most definitely did not fall in love with. I couldn’t be bothered with his antipathy towards his own country as US foreign policy is at least discussible same as imperialistic practices. But to make out of Fidel Castro a world hero who saved Cuba from US greediness and led his country on the enlighten pave of socialism… That is way too much…

The guy contested my every word. That I was thinking that Cuba’s situation is bad because I only talked to the critics of the system (like if it was so easy to speak to them…), that I criticize Fidel because I do not want to accept his good intentions and visions (I was about to say that hell is paved with good intentions) that I see all in black, cause… Because, because, because…

When he started saying that Fidel is so good because Cuba has the lowest number of illiterate people in the whole Latin America I burst out with laughter.

- Good Uncle Fidel taught them to read to get the chance to choose their reading and spread political indoctrination. – as an answer I received a look telling me that I am an alien.

What followed was praising of hospitals and medical education. Guy saw two hospitals in the nineties which were better equipped that regular hospitals in US at that time. I asked him who showed him around those places. Naturally those were governmental representatives. It was impossible to explain him that he saw just a very small fragment of the reality accessible only for functionaries of the party. And that a normal citizen can only get a bed in a hospital without doctors (because most of them were send for missions in Venezuela or Bolivia), without sheets or medicines. And that unlike in Bangladesh where if you at least have money, the family can bring you sheets and buy medicines. Because in Cuba drug stores sell only herbs and even if own a fortune (which is more than rare) without the access to the black market or friends from the party you are not able to get anything.

People from the free world simply cannot process the absurd of socialistic reality. And that is why Yoani Sanchez’ blog is so important and not only for Cubans but also for those who in the leaders of communistic revolution see the rescuers from the capitalistic evil. To let them understand that although capitalism is not the best and democracy is not ideal – it is really not possible to create anything better.

So read the blogs of Cuban dissidents and the book „Cuba Libre. Notes from Havana”. Read it and pass it to your friends. Let it bless you!

In the end I wanted to mention Claudia Cadelo. Claudia stopped writing her blog two years ago. I asked Yoani Sanchez about her and I was answered that Claudia did not get enough family support and her bravery was stifled. I do not even want to imagine what someone must have done to break this amazing young woman. I remember Claudia very well – her energy, her words full of fire and faith, her eagerness and bravery… So read also to stop people from taking the light off another girl’s eyes. 




Brak komentarzy: