Aduśka dużo grzebie w necie. Jest moim dostawcą informacji.
Znalazła już chyba wszystko, co opublikowano na temat Bangladeszu w języku
polskim. I wciąż trzyma rękę na pulsie. Co więcej – nawiązała już kilka
przyjaźni poprzez couchsurfing, więc w razie jakiejkolwiek awarii ma szansę
uratować nam tyłki. Niedawno dogrzebała się na TVN 24 filmików z piątku sprzed
tygodnia, na których pokazywano protesty przeciwko Amerykanom. Policja
zatrzymała napierający tłum jakieś pół kilometra od amerykańskiej ambasady
armatkami wodnymi. Co ciekawe – w bangladeskich mediach na ten temat nie
podawano żadnych informacji (tajny wywiad Ady zrobił już na ten temat
research), a demonstracje były pokazywane jedynie przez zagraniczne serwisy
informacyjne. Nos Oli dzięki wywiadowi Ady wyczuwa temat dla siebie w sam raz…
Tylko niestety po raz pierwszy jadę z ledwie ogólnym planem i bez porządnego
przygotowania merytorycznego, więc będę musiała się spinać na miejscu.
Tym bardziej, że mieszkańców Dhaki bardziej niż demonstracje,
o których zdawali się ledwie wiedzieć, bardziej rozgrzewają zupełnie inne
decyzje polityczne – blokowanie serwisu youtube, czy dostępu do Google. Nie
wiem na czym taka blokada dokładnie polega, bo wyszukiwarka ponoć nie działała,
ale kumpel opowiadał mi o tym za pomocą Google Talk.
A tym czasem z innej beczki. Dokładnie piętnaście lat temu,
jako urocza trzynastolatka pod koniec siódmej klasy szkoły podstawowej
wyciągnęłam szanowną mą Producentkę do jeszcze wtedy istniejącego kina Żak w
Gdańsku (tzn. kino istnieje chyba nadal, ale w zupełnie innym miejscu) na
przedpremierowy pokaz filmu „Hype!” – dokumentu o fenomenie muzyki grunge w
Seattle. Mama straszyła, że jak pójdę w podartych jeansach, to mnie do kina nie
wpuszczą, bo każdy rozpozna we mnie dzieciaka. Na sali Mama była najstarsza, ja
najmłodsza. Ale żadna z nas nie wyróżniała się z tłumu. Ja dzięki podartym
dżinsom, ona dzięki kraciastej koszuli. Mama wyszła z kina lekko ogłuszona, ale
prędko stała się wielką fanką Soundgarden. Nie miałam więc problemów z
przeforsowaniem ustawiania głośników na maksa w pokoju, ani wyboru muzyki
podczas jazdy samochodem. No nie było się przeciwko czemu buntować po prostu…
Dla dzieciaka autentyczna tragedia…
Grunge’u nie słucham już od dobrych ośmiu, może nawet dziesięciu
lat. Ale kiedy poszłyśmy ostatnio na zakupy, to w skądinąd amerykańskiej
sieciówce H&M królowało nie co innego, jak kraciaste koszule, koszulki z
NIrvaną, przecierane dżinsy. I jak trzynastolatce, którą znów się poczułam –
Mama kupiła mi trampki w kratkę. Piętnaście lat temu byłabym gotowa za takie
zabić… Uznałam, że wybór filmu na jazdę powrotną do Warszawy był dość oczywisty
– po piętnastu latach obejrzałam sobie ponownie „Hype!”.
Ten hałas nie wydaje mi się już tak dobrze zorganizowany jak
kiedyś. Ale nadal powoduje, że krew nieco szybciej krąży w żyłach. Zastanawiam
się nawet nad przetarciem starych dżinsów. I kupnem flanelowej koszuli… Ale
tylko z metką porządnej firmy, a nie producenta odzieży roboczej, jak miałam w
zwyczaju – musi mieć kobiecy krój i
wcięcie w talii.
Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam tak odczarowując mity z
przeszłości. Chociaż na szczęście te nigdy nie należały do pieczołowicie
przechowywanych i wielbionych. Gdzieś kiedyś rozeszło się po kątach, pozostała
tylko wielka miłość do punk rocka. Ale Eddie Vedder z Pearl Jamu najarany jak
stodoła i pieprzący coś do kamery tylko po to, by coś pieprzyć, bo przecież w
końcu tę kamerę przed nim postawili już raczej nie zdobędzie ponownej szansy na
zdobycie tytułu „uduchowionego”… Szkoda – tak łatwo było kiedyś wierzyć…
Ale sentymenty na bok. „Hype!”, jak już chyba pisałam w
poście o Czerwonych Latarniach (dlaczego chyba? A czy wy naprawdę wierzycie, że
ja czytam własne posty?!) zupełnie przypadkowo naraził mnie na zakochanie w
kinie azjatyckim. Napisałam bowiem jego recenzję do „Filmu” (jeszcze wysyłało
się je pocztą, nie mailem) i wygrałam film „Zawieście Czerwone Latarnie” (na
kasecie VHS, nie płycie DVD). I się potoczyło.
Toczy się nadal. Za dwa tygodnie wyląduję w Dhace. Tak z rozpędu.
Moja Azja. To teraz w ramach jakiegoś konkretu na zakończenie tego mętnego
wywodu :
_____________________________________________________________________
NIEZBĘDNIK PRZEDWYJAZDOWY
Wiza na pojedynczy wjazd do Bagladeszu – 37 EUR
Najbliższa ambasada jest w Hadze, kuriera najlepiej zamówić
na firmę, bo ceny są dość drastyczne. Ja w końcu stargowałam do około 128 PLN w
jedną stronę plus opłata importowa – 98 PLN.
Szczepienia – WZW AiB: potrzebne są trzy dawki, jedna
kosztuje 155-180 PLN, taniej jest poza Warszawą, a już w ogóle najlepiej i
najtaniej to w Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.
Dur brzuszny – 180-200 PLN, konieczna tylko jedna dawka. W
tej chwili w Gdyni szczepionki nie ma, bo została wycofana.
Bilety lotnicze: Gdańsk – Dhaka – Gdańsk – ok. 3000 PLN.
Gdańsk – Dhaka – ok. 2000 PLN.
Ubezpieczenie – ja wykupiłam kartę EURO26 (hehe, a co?!) ale
trzeba przyznać, że nie obejmuje ona ubezpieczenia od chorób tropikalnych i
wielu innych rzeczy. Ubezpieczenie podróżne na 2 tygodnie wychodzi około 100
-200 PLN, w zależności od pakietu. Na dwa miesiące – nawet nie pytajcie - ja
ryzykuję podróż z kartą i tylko z nią.
Ada makes a
lot of research on the Internet. She is my private information supplier. She
has probably found every single thing that was published in Poland about
Bangladesh. And she keeps looking. What is more – she even made friends with
some people from couchsurfing so in case of any trouble she might be able to
save both our asses. Not long ago she found some short films on TVN 24 from
last Friday showing the anti-American demonstration in Dhaka. The police
stopped the mob around 0,5 km from the embassy with water cannons. What’s
interesting – in Bangladeshi media there was not a single information about it
(Ada’s secret intelligence service has already checked it) and the
demonstration has been only shown in foreign media. Ola’s nose is telling her
that she might find some pretty good material in there. It’s just that for the
first time in my life I am going with no proper preparation so I’ll have to
struggle on the place.
But Dhaka
inhabitants are way more interested in other political decisions – youtube is
being blocked along with Google. I have no idea how this blockade looks exactly
because I was told about it via Google Talk though the search engine was not
supposed to work at the time.
And in the
meantime – exactly fifteen years ago as a lovely thirteen years old girl close
to the end of the seventh grade I took my mom to a still existing back than cinema
„Żak” in Gdańsk for the movie „Hype!”- a documentary about a grunge phenomenon.
Mom was telling me that I would not be allowed inside the theatre in my torn
jeans because everyone would recognize an underage kid in me. But we entered.
She was the oldest and I was the youngest in the place. But none of us stood
even a little bit out – me thanks to my jeans an mom – to her checked shirt. She
left the theater a bit stunned but soon enough she was Soundgarden’s fan no 1.
Since then I had no troubles playing music on a full volume or choosing a music
for car trips. Nothing to rebel against. For a kid like me – a pure tragedy.
I haven’t
been listening to grunge for like eight or ten years now. But when we went
shopping last time in a H&M shop what was no 1 fashion trend? Checked
shirts, Nirvana T-shirts, trousers with holes. And as for a thirteen years old
(and I really felt like one at the very moment) – mom bought for me checked
shoes. Fifteen years ago I would kill for those. So I decided that a choice of
a movie for the trip back to Warsaw was quite obvious. After fifteen
years I watched “Hype!” again.
This noise
doesn’t seem that well organized anymore. But it still makes my blood go faster
through my veins. I’ve been even thinking of tearing some of my old jeans. And
buying a flannel shirt. But only from a normal clothing company and not working
style like those I used to wear. Now it’s supposed to be nice and
womanly.
I’m just
wondering if I did well to take the magic away from the myths of past. Luckily
they were not that very dear to me. Sometime ago they faded away and all that
is left is my incurable love for punk rock. But stoned Pearl Jam’s Eddie Vedder
talking some shit in front of the camera just because the camera is standing
there and he obviously feels like he has to say something will never get any
chance to be called “spiritual” anymore – unless it’s a word coming from spirit
as a liquor. It’s sad how easy it was to believe back then.
But
sentiments aside. As I wrote in some previous post (I think I did) about the
Red Lanterns (why do I just think I did? And do you really believe that I read
what I write?) “Hype!” by pure chance made me fall in love with Asian cinema. I
wrote it’s review to the “Film” magazine (it was sent by post not via e-mail) and
I won the movie “Raise the Red Lanterns” (on the VHS not DVD). And so it
happened.
And so it’s
been going on until now. In two weeks I will land in Dhaka. My first time in
Asia. And now as for some concrete after this long and meaningless lecture:
______________________________________________________________________
TRAVEL NECCESITIES
Bangladesh
visa for a single entry -37 EUR
The closest
embassy is in Hague and it’s best to order a courier service for a company
because the prices are quite high. I managed to make it just 128 PLN one side
plus import fee – 98 PLN.
HEP A&B
vaccination – you need three doses and one costs around 155-180 PLN. It’s cheaper
to take them outside Warsaw and the best and cheapest solution is to take them
in Gdynia in the Centre of Tropical and Maritime Medicine.
Typhoid
fever – 180 – 200 PLN, just one dose is needed. Right now they do not have this
vaccination in Gdynia because for some reasons it was banned.
Plane
tickets: Gdańsk – Dhaka – Gdańsk – around 3000 PLN.
Gdańsk –
Dhaka – around 2000 PLN.
Insurance –
I only bought the EURO26 card (and why not?!) but I must admit that it does not
cover tropical diseases and many other things. Travel insurance for 2 weeks
costs around 100 – 200 PLN depending on the package. Insurance for 2 months –
don’t even ask. I’m taking only my card and card only.
Malaria –
it’s not a good idea to take anti-malaria medicine before you go – they might
have side effects even worse than a disease itself. Plus the medicines that you
can get in Poland are not very modern – the newest are not imported as they are
not really needed. In case of getting sick it’s better to go to local doctor
and buy local medicine – it’s way more effective.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz