„Zawieście czerwone latarnie” to historia kobiety powoli
popadającej w obłęd. Dzień po dniu tracącej zmysły. Najmłodsza, czwarta żona dojrzałego zamożnego mężczyzny wariuje z
samotności w wielkim domu wypełnionym niechętnymi jej ludźmi. Nie może jej pomóc
nawet najstarszy syn męża, który na jej nieszczęście jest gejem.
Młodej kobiecie brak jest uwagi, seksu – wszystkiego tego,
czego potrzeba ludzkiej istocie do życia w momencie, gdy zapewnione ma
konieczne do biologicznego przetrwania minimum. Chociaż jeśli wziąć pod uwagę
piramidę potrzeb Masłowa, to seks wciąż należy do najniższego, podstawowego
poziomu, czyli poziomu biologicznego przetrwania właśnie.
Ale przecież nie o potrzebach miało być. Te muszą zaspokoić
się same.
Film pod tym tytułem, w reżyserii Yimou Zhanga widziałam
wiele lat temu, jeszcze jako uczennica szkoły podstawowej – miałam chyba 13,
może 14 lat. Był nagrodą od miesięcznika „Film”. Wtedy jeszcze można było
pocztą przysyła do redakcji recenzje filmów i te najlepsze ukazywały się drukiem
na ostatnich stronach magazynu. „Zawieście czerwone latarnie” dostałam w
nagrodę za recenzję dokumentu „Hype – Zadyma” o fenomenie ruchu grunge’owego w
USA.
Sama nie wiedziałam wtedy z czego bardziej się cieszę – z tego,
że oto po raz pierwszy w moim bardzo krótkim jeszcze wtedy życiu, mój własny
tekst ukazał się drukiem, czy z tego, że właśnie ten film na kasecie VHS dostałam
w nagrodę (ach te piękne czasy, gdy magnetowid w domu jeszcze działał i dało
się go podłączyć do telewizora). Wrażenie było olbrzymie. I chociaż nie byłabym
w stanie powtórzyć choćby zarysu fabuły, gdyby nie przypadek z zeszłego
tygodnia, to jednak do dziś wspominam go jako jeden z najważniejszych filmów,
które widziałam. Przez wiele lat wymieniałam go jako mój absolutnie ulubiony.
To przez ten film pierwszy raz zainteresowałam się kinem azjatyckim i później,
podążając za reżyserami tzw. „chińskiej piątej generacji”, dotarłam do dzieł
Wong Kar Waia.
W zeszłym tygodniu, czy może dwa tygodnie temu, albo może
jeszcze wcześniej, przechodziłam koło składu tanich książek. Akurat skończyłam
pozycję wypożyczoną z biblioteki, więc postanowiłam za sumę nie przekraczającą
ośmiu złotych kupić coś na dalszą drogę – dzięki przebudowom w centrum
Warszawy, czekało mnie dobre pół godziny stania w korku w dusznym autobusie.
Wydałam dziewięć złotych. A w korku stałam czterdzieści minut. A kupiłam zbiór
opowiadań Su Tonga, zatytułowany „Zawieście czerwone latarnie…”
Zabawne, jaka jest symbolika czerwonych latarni w Europie i
w Chinach. Na kontynencie, z niewiadomych przyczyn zwanym starym, ich symbolika
jest oczywista. Fakt, że w Polsce rzadkie są ogólnie wszystkim znane i „oznakowane”
dzielnice czerwonych latarni wynika prawdopodobnie tylko z faktu, że
przeszliśmy 50 lat w teorii bardzo pruderyjnej historii. W Chinach natomiast,
choć odpowiednie dzielnice są dość powszechne – same czerwone latarnie znaczą
coś o wiele innego - są symbolem
szczęścia i wieszane są, poza Nowym Rokiem, również z okazji zaślubin. Ale czy
od tradycyjnego małżeństwa do prostytucji droga jest rzeczywiście aż taka
daleka?
Niemniej jednak, czerwone latarnie zawisły w Warszawie.
Oczywiście w Łazienkach. I będą wisiały już tylko do soboty, co oznacza, że
jeśli się w tym tygodniu nie zbiorę chociaż raz wieczorem (w tzw. międzyczasie
najlepiej) to już ich świecących nie ujrzę…
WIĘCEJ ZDJĘĆ
WIĘCEJ ZDJĘĆ
„Raise The
Red Lanterns” is a story of a woman slowly turning mad. Day after day she loses
her senses. The youngest, fourth wife of a rich old man is going crazy because
of solitude in a huge house full of malevolent people. No one can help her –
even the oldest son of her husband who unfortunately for her turns out to be
gay.
Young woman
lacks attention and sex – everything that is needed by a human being at the
moment when all basic biological needs are taken care of. Though if we take
into consideration the Maslov’s pyramid of human needs – sex still is one the
most basic needs.
Still – not
about Leeds it was supposed to be. These have to take care of themselves.
I saw the
movie “Raise The Red Lanterns” directed by Yimou Zhang many years ago when I was
still a primary school student. I was 13, maybe 14 years old. It was a prize
from the magazine “Film”. Back then it was common for readers to send the
reviews written by them to the redaction via post – and those best were chosen
and published at last pages every month. “Raise The Red lanterns” was a prize
for my review of the documentary “Hype!” about the phenomenon of grunge in USA.
Back then I
wasn’t to decide which made me more happy – the fact that for the first time in
my back then still very short life I had my own text published or that the
prize was this particular movie on the VHS tape (good old time when the VHS
player could still be plugged to the TV and it all worked). The impression was
huge. And although if it wasn’t for some event from a week or two before – I wouldn’t
be able to repeat even main pints of the story, I still call this movie one of
the most important that I’ve ever seen. For many years I was listing it at the
very top of my absolutely favorites. It’s because of this movie that I started
being crazy about Asian cinema and later on, following the releases of the
directors from the so-called “Chinese Fifth Generation”, I discovered Wong Kar
Wai.
Approximately
a week ago or maybe even earlier I was passing by a store with cheap books. A
moment or two before I had just finished a book I borrowed from the library so
I decided to spend no more than 8 PLN on something for the rest of my way – and
thanks to the repair works in the canter of Warsaw I was facing another half an
hour on the bus. I spent 9 PLN and stand in the traffic jam for 40 minutes. And
I bought the collection of short stories by Su Tong entitled of course “Raise
The Red Lanterns”…
Funny how
the symbolism of red lanterns is different In Europe and China. At the
continent called for no obvious reason “old continent” their meaning is wildly
known. The fact that Poland rather does not have common and labeled red lantern
districts is just a result of our 50 years long, officially prudish history. In
China however – although these districts are rather popular – red lanterns
themselves have completely different meaning. They’re a symbol of happiness and
are raised for both – New Year and weddings. But is the difference between the
traditional marriage and prostitution really so big?
Nevertheless
red lanterns were raised in Warsaw. In Łazienki naturally. And they will hung
there only until Saturday which means that if I do not find a free evening this
week (best would be in the so-called meantime) – I will never see them shine…
MORE PICTURES
MORE PICTURES