Baletu na scenie nie
oglądałam daaaawno… Oj dawno. Nie przyznam się nawet jak dawno. I może to był
jeden z impulsów. A może czas nie odgrywał żadnej roli.
W piątek wieczorem poszłam na
swój tradycyjny wieczorny spacer (jednak po Warszawie raczej nocą nie biegam).
Różne widoczki mi się po drodze podobały – a to kot pod blokiem, a to ciemna zieleń
wieczornego parku. Ale najbardziej mi się w oczy rzucił wiszący na pobliskim
przystanku plakat. Plakat „Kopciuszka” do muzyki Prokofiewa. A Prokofiew budzi
we mnie same pozytywne skojarzenia – często słuchałam go podczas moich spacerów
dziennych po Barcelonie. Ale plakat – puenta w plastikowej torbie na dowody
rzeczowe. Genialne w swej prostocie. Nowoczesne. Doskonałe. I dużo ciekawsze od
plakatu „Kopciuszka” w 3D, który sprawia wrażenie, jakby jego twórca był w 3D
narąbany…
Wróciłam do domu. Odszukałam
plakat w Internecie. Pokazałam bratu. Piętnaście minut później byliśmy już
szczęśliwymi posiadaczami rezerwacji.
Trzeba przyznać, że Teatr
Wielki / Opera Narodowa w Warszawie ma doskonałych grafików. Wszystko – od repertuaru
po plakaty – zachwyca prostotą pomysłu, projektu i wykonania. Graficzne
materiały promocyjne na długo pozostają w pamięci, są charakterystyczne i łatwo
rozpoznawalne. I doskonale wprowadzają w błąd…
Spodziewaliśmy się
współczesnego nowatorskiego widowiska, z zaskakującymi dekoracjami,
kostiumami à la dyskoteka w centrum
Nowego Jorku, fajerwerkami i wodotryskiem. Otrzymaliśmy za to w pełni dosłowną
klasykę. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo zmieniła się moja wrażliwość. Schemat
odbioru. Potrzeba bombardowania wzroku…
Doskonałość techniczna i
sprawność oraz gracja tancerzy zachwycały. Ale ja wciąż czekałam na przyspieszenie
tempa. Na element zaskoczenia. Coraz trudniej jest mi po prostu wczuć się w
opowieść. Mogę obejrzeć niespieszny film pod warunkiem, że będzie miał świetne
zdjęcia, ale… Krew zdaje się pulsować szybciej niż zmieniają się obrazy…
Odwykłam.
I haven’t watched an on stage ballet for a
veeeery long time. I will not admit how long. But maybe it was one of the
factors that created an impulse. Or maybe time had nothing do to with it.
Friday afternoon I went for my “traditional” walk
(I don’t happen to wander the streets of Warsaw by night). I liked a few sights
– like a cat under the block of flats or the deep dark green of the park. But
what really caught my eye – was a poster. The poster for “Cinderella” – a ballet
to the music by Prokofiev. I have positive associations with his music – I often
had listened to him while my day walks in Barcelona. The poster showed a ballet
shoe in a bag for material evidence. Simple. Modern. Perfect. The poster was
way more interesting than the one for “Cinderella in 3D”.
I got back home. Searched for the picture on
the internet. Showed it to my brother. Fifteen minutes later we were happy
owners of the reservation for two tickets.
I need to admit that the Grand Theatre /
National Opera has really great graphic designers. Everything – starting with
repertoire and ending with posters – is amazingly simple in the form and
design. Graphic promotional materials stay in memory for a long time, they’re
characteristic and easy to identify. And they leave perfectly false impression…
We were expecting a modern, innovative spectacle
with surprising decorations and costumes à la New York discotheque, fireworks
and fountain. But what we received was a literal classic. I realized how much
my sensitivity has changed. My reception. The need of sight bombing…
Technical precision, grace and dexterity of
dancers was amazing. But all the time I was waiting for the tempo to raise. For
some element of surprise. It’s becoming more and more difficult for me to just
watch the story. I can watch a slow movie but only if it’s beautifully shot.
The blood seems to go faster than the pictures are changing. I went out of the
habit…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz