Wieczorem 30 września 2013 roku Gorkiego wraz z Renayem
zatrzymano, gdy szli na imprezę do znajomych. Znaleziono przy nim dwie tabletki
leku na epilepsję, na którą Gorki choruje od czasu szkoły średniej. Spędził w
więzieniu dwa dni bez lekarstw. Gdy wychodził, usłyszał zarzuty nielegalnego
posiadania substancji kontrolowanych. Tego dnia rozpoczęła się wielomiesięczna
gehenna.
Leki zostały przepisane przez meksykańskiego lekarza
podczas pobytu Gorkiego u jego siostry w Veracruz. Recepta została oczywiście w
aptece podczas zakupu. Dwa miesiące trwała procedura przygotowania dokumentów.
Rodzina Gorkiego w Meksyku zdobyła zaświadczenie od lekarza, który leki
przepisał. Jednak taki dokument nie był wystarczający. Zaświadczenie musiało zostać
poświadczone notarialnie. Aby przedstawić je na Kubie należało dokonać pełnej
„legalizacji” dokumentu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Meksyku. Kuba jest
bowiem jednym z niewielu krajów na świecie, które nie podpisały konwencji
haskiej dotyczącej międzynarodowego standardu „apostille”, dzięki któremu
dokumenty przeznaczone do przedstawienia poza granicami kraju, który je
wystawił mogą zostać „zalegalizowane” szybciej i taniej. Dzięki pomocy kilku
organizacji międzynarodowych udało się zdobyć pięniądze i niezbędne konsultacje
prawne.
Jednak nawet poświadczenie przez Ministerstwo Spraw
Zagranicznych Meksyku nie jest wystarczające dla kubańskich sądów. Zatem
dokumenty należało następnie przedstawić w konsulacie kubańskim w Meksyku, aby
ten potwierdził, zgodnie ze słowami Gorkiego „że istnieje taki lekarz,
notariusz, Ministwerstwo, a w końcu państwo Meksyk”. Zaświadczenia dotarły do
Hawany w otwartej przez służby przesyłce kurierskiej.
Gorki nie ma stałego dostępu do internetu. Korzysta z
łącza udostępnianego w jednej z ambasad europejskich. Jego dzień to
poniedziałek, w okolicach 14:00 czasu lokalnego. Jednak na okres świąt i do
połowy Stycznia większość ambasad jest zamykana. Gdy rozmawialiśmy po raz
ostatni, w drugiej połowie grudnia 2013 roku, Gorki nadal nie znał dokładnej
treści zarzutów, które usłyszy przed sądem, ani nawet przybliżonej daty
procesu.
11 grudnia jest Międzynarodowym Dniem Praw Człowieka. Z
tej okazji niezależna kubańska organizacja Estado de Sats, której liderem jest
Antonio Rodilles, przygotowała cykl prezentacji i spotkań, w których
uczestniczyć mieli najwybitniejsi intelektualiści, opozycjoniści i artyści. Obchody
zaplanowano na kilka dni. 10 grudnia rozpoczęły się aresztowania. Zatrzymano
między innymi wspomnianego Antonio Rodillesa. Po południu dostalam smsa „u nas
wszytko dobrze, martwimy się Rodillesem”. Gorki udał się pod jego dom, aby wraz
z innymi prostestować przeciwko aresztowaniom. Został zatrzymany przez
policjantów w cywilnych ubraniach i brutalnie pobity (otrzymał kilka ciosów w
głowę, co skończyło się atakiem migreny). Znowu siedział dwa dni. Informację
tym incydencie dostałam w jednozdaniowym mailu od Ciro Diaza.
Pod koniec stycznia Gorki wrócił online. Rozmawialiśmy o
planach na przyszły rok, ewentualnych koncertach w Europie, o nowym materiale,
który tworzy wraz z Porno para Ricardo i osobnym projekcie muzycznym, który ma
ujrzeć światło dzienne w połowie roku. Dyskutowaliśmy o kolejnych kamerach
instalowanych przed domami opozycjonistów (Gorki miał „swoją” przed domem jako
jeden z pierwszych).
31 Stycznia znów dostałam jednozdaniowego maila od Cira
„Gorki ma datę procesu – 11 lutego”. Postanowiłam się nie martwić. Sam pomysł
stawiania przed sądem chorego człowieka za to, że się leczy i po prostu próbuje
żyć normalnie, jest dla mnie, osoby żyjącej w wolnym i demokratycznym świecie,
tak absurdalny, że ciężko mi uwierzyć w jego realność. Wiedziałam ponadto, że
dokumentacja jego choroby i leczenia jest już skompletowana. Jednak najgorsza
informacja uderzyła kilka dni później. „Jucio sumario” – bo tak określany jest
proces podczas którego Gorki będzie sądzony – to wzorowana na stalinowskich
rozprawach z lat trzydziestych ubiegłego wieku pokazówka. Obrona nie otrzymuje
dostępu do aktu oskarżenia, nie ma zatem szans na przygotwanie linii obrony.
Gorki został już uznany za winnego. Czy zostanie skazany i jeśli sprawy
przybiorą fatalny obrót – na ile – zależy wyłącznie od zanteresowania sprawą
społeczności międzynarodowej.
W ciągu ostatniego tygodnia obserwowałam wiele aktów
solidarności, bezinteresownej pomocy i wsparcia. Wiele osób podpisuje petycję
do władz kubańskich w sprawie oczyszczenia Gorkiego z zarzutów (choć nawet ich
naprawdę nie znamy). Działacze przesyłają zdjęcia i filmy ze słowami poparcia,
dzielą się informacjami. Sam Gorki nagrał video z oświadczeniem o swoim
procesie i prośbą o wsparcie. Próbuje zachować swobodę, ale każdy, kto zna go
choć trochę, od razu zauważy, że Gorki się boi. To nie przelewki. A jeśli ten
czterdziestopięcioletni facet (wielu z nas zapomina, że Gorki nie jest już
nastolatkiem) trafi do więzienia, bez
możliwości kontunowania leczenia, ta sprawa może zakończyć się tragicznie. Bo
nie wiadomo, czy nasza solidarność sprawi, że uda się go stamtąd wydobyć zanim
epilepsja zrobi swoje...
Zmoblilizujmy się zatem. Do procesu zostały ledwie trzy
dni. Pokażmy kubańskim władzom, że patrzymy im na ręce. Że choroba i „zakazane
piosenki” to niewystarczający powód, aby wydawać na człowieka wyrok możliwej
śmierci. Gorki nie zrobił nic złego. On tylko śpiewa i głośno mówi, co myśli. A
poza tym przecież niesie z sobą zawsze same pozytywy – żarty, dobre słowo,
śmiech, pozytywną energię. Ciężko mi uwierzyć, że ten facet, który wszystkich
dookoła wkółko namawia do uprawiania seksu, kokietuje każdą dziewczynę, na
której zawiesi wzrok, żartuje z każdym napotkanym człowiekiem czasem mimo
bariery językowej, ma ponieśc karę tylko za to, że ma odwagę myśleć po swojemu…
Niestety taka jest reczywistość. I tylko od naszej solidarności zależy, czy uda
mu się wyjść z tej opresji cało.
Podpisujecie petycję. Udostępniajcie zdjęcia, filmy i
informacje. Piszcie do Gorkiego, żeby wiedział że nie jest sam.
Aleksandra Peszkowska