niedziela, 9 czerwca 2013

Żelazko / The iron


Jest pomarańczowo-białe, neonowe, tak wyraziste, że aż świeci. Ma jakąś super powłokę, samo czyści się z kamienia i samo wyłącza, jeśli zbyt długo jest włączone. Nie powiem, że brakuje mu wodotrysku, bo przecież wodotrysk też ma, na guziczek i do tego jeszcze podwójną funkcję parowania. Jest tak piękne, że postawiłam je na parapecie. Inna sprawa, że musiałam je podziwiać, skoro dałam za nie sto sześćdziesiąt złotych – za te pieniądze byłabym w stanie dolecieć do... Gruzji? Do Maroka... A po Europie starczyłoby na lot w dwie strony…

Wypróbowałam je na moim shalvar kameez... Prasuje jak złoto – wreszcie mogę moje bengalskie ciuchy ubrać do pracy.

Kupiłam też parasolkę. Bo nie mam już kurtki przeciwdeszczowej, poza tym nawet gdybym jakąś miała, to nie pasowałaby do butów na obcasie, ani do spódnic. Nie mogę tylko zrezygnować z plecaka, bo często noszę ze sobą mnóstwo dokumentów i gdybym nosiła je w torbie, jak wcześniej, to mój własny kręgosłup omówiłby się na randkę z kimś innym i odszedł ze słowami „nie chcę byś mnie nadal raniła”.

Bo noszę buty na obcasie i spódnice.
Nie żebym wcześniej takich rzeczy nie nosiła, ale teraz robię to na codzień.

Zastanawiam się nad kupnem lustra – wiem już, że nasza umowa na mieszkanie zostanie przedłużona, więc poczułam, że powinnam trochę zainwestować w mieszkanie i możliwość obejrzenia się w pełnym stroju. Potrzebna mi też lampka na biurko. I przydałyby się inne firanki, bo te wyglądają, jakby wisiały na moim oknie od dziesięciu lat. Do tego są szare od kurzu i sprawiają wrażenie, jakby miały rozlecieć się w praniu.
Nie przestaję tego wszystkiego przeliczać na możliwe podróże, ale... Mimo wszystko czuję, że to są potrzebne rzeczy. I muszę co chwila sprawdzać, czy dam radę wstać z krzesła, czy też będę musiała boleśnie odcinać korzenie.



It’s orange and white, neon like, so clear-cut that it almost shines. It has some super coating, it clears itself of the calc and turns itself off if it stays on for too long. I can’t say that the only thing missing is a fountain because it actually has one – turned on by a button and additionally – a double function for steam. It is so beautiful that I have put it on a windowsill. The other thing is that I actually had to admire it as I paid for it 160 PLN – and with those money I’d be able to fly to… Georgia perhaps? To Morocco… And in Europe I could actually fly both ways…

I tried it first on my shalvar kameez… It irons perfectly – now I can actually wear my Bengali clothes to work.

I have also bought an umbrella. Cause I don’t own a waterproof jacket anymore. An even if I had one it wouldn’t match my high-heeled shoes and skirts. O just can’t give up on my backpack as I often carry loads of documents and if I was carrying them in a hand bag, my own spine would decide to date someone else than me and leave with words “I can’t let you hurt me anymore”.

Cause I wear high-heeled shoes and skirts.
Not that I hadn’t done that before. But now it happens on the daily basis.

I am also wondering about buying a mirror – I know already that we can stay here for another year so I felt I should invest a bit into our apartment and the possibility of seeing myself fully. I also need a desk lamp. And maybe new curtains as the ones I have look like they have been hanging here for ten years or so. Plus they are grey cause of dust and it seems they will fall apart if try to wash them. I can’t stop converting it all into possible travels but… I still feel I need those things. And I need to check every day if I can actually get up from my chair without painfully cutting of the roots...

Brak komentarzy: