Zapomniałam paczki papierosów przemyconej z Macau. Musiałam
kupić papierosy. Weszłam do 7-eleven. Jako, że był to sklep zaraz przy
terminalu Start Ferry, skąd pływają promy na trasie Kowloon – Hong Kong Island,
sklep był wypchany. Przeciskając się koło dwóch blondynek usłyszałam "tu
masz ciasteczka zbożowe, jeśli chcesz". Więc grzecznie, po polsku
powiedziałam "przepraszam", dodałam "dziękuję" i dalej
przeciskałam się do kasy. Ale kiedy kupiłam papierosy i zobaczyłam, że
dziewczyny wyszły, wybiegłam za nimi i zaczęłam się rozglądać. Dwie blond głowy
nie były trudne do dostrzeżenia w tłumie Chińczyków. Ale trudno je było w tymże
tłumie dogonić. Prawie stratowałam po drodze jakąś małą dziewczynkę, której
wcześniej nie zauważyłam, ale w końcu udało mi się dziewczyny dogonić. Na
chwilę się zawahałam, bo poczułam się jak dziwak, ale w końcu zagadałam.
- Ja bardzo panie przepraszam, ale od dwóch miesięcy nie
rozmawiałam po polsku i chciałam tylko zapytać, skąd panie są.
- Z trójmiasta - odparła wyższa i zanim zdążyła cokolwiek
dodać, wyparowałam:
- I chodziłaś do trójki.
- Ty też.
Tak, ja też. I chociaż nie pamiętałam, że Kasia jest Kasią,
to jednak twarz zdecydowanie kojarzyłam ze szkolnego korytarza
("trójka" to określenie Trzeciego LO w Gdyni im. Marynarki Wojennej –
mojej zdecydowanie ulubionej placówki edukacyjnej). Kiedy później pisałam o tym
na facebooku, S. zarzucił mi, że z tym polskim to nieprawda, bo do niego cały
czas na ulicy mówiłam po polsku, ale z całą pewnością z nim nie rozmawiałam, bo
przecież polskiego nigdy się nie nauczył.
Z dziewczynami spędziłam cały wieczór i umówiłyśmy się też
na kolejny dzień, przed ich wylotem do Tajlandii, gdzie spędziły później
miesiąc (ależ skąd, wcale im nie zazdrościłam). Kolejnego dnia zwiedzałyśmy
wspólnie (w towarzystwie Oscara - sympatycznego Włocha z ich hostelu) okolice
stacji Central na Hong Kong Island. Miło było nagle znajdować się w
towarzystwie kogoś, z kim można było podzielić się wrażeniami. Spotkanie
opiłyśmy kilkoma łykami ryżowego wina (więcej na raz bez popitki wychylić się
nie dało).
To nie jedyne zaskakujące spotkanie podczas całej podróży.
Pewnie już o tym wspominałam ale na pewno dawno, więc mam nadzieję, że nie
przynudzam. Stali czytelnicy zapewne pamiętają, jak się żaliłam przed wyjazdem
- pracowałam w czterech miejscach naraz, sypiałam mało i poza załatwieniem
biletów, wiz i kupieniem podstawowych brakujących rzeczy, nie zrobiłam nic. Ada
przygotowywała plan podróży po Bangladeszu, czytała wszystko, co udało jej się
dorwać i kontaktowała się z różnymi osobami. Między innymi dołączyła do
bangladeskiej grupy na couchsurfingu. I tam zaczęła korespondować z chłopakiem,
który wybierał się z żoną na wycieczkę do Europy. Wymieniali się informacjami,
aż Robin, o którym już nie raz na tym blogu wspominałam, stwierdził, że zna
jednego Bengalczyka, który był żonaty z Polką i ową Polkę również poznał. Tak
oto, za pomocą międzynarodowej sieci społecznej, w piętnastomilionowej Dhace,
Ada trafiła na kolegę S.
Świat jest mały...
Jednak żadna z tych przygód nie może się równać z tą, której
doświadczyła moja koleżanka Karolina. Mało kto już pamięta, że kiedyś
uczestniczyłam w Kobiecych Regatach Dookoła Świata. Przez pół roku bujalam się
ośmio i pół metrową mydelniczką, najpierw po Oceanie Indyjskim, a potem po
Atlantyku. Do stawki dołączyłam w Australii, skąd płynęłyśmy na Cocos Islands,
a następnie na Chagos Archipelago, należące do British Indian Ocean Territory.
Jako, że na jednej z wysp archipelagu mieści się brytyjsko-amerykańska baza
wosjkowa, mieszkańcy zostali wysiedleni, a na pozostale wysepki można się
dostać jedynie jachtem.
Rzucając kotwicę, poza jachtem Asi i Karoliny zobaczyłyśmy
jeszcze dwa jachty. Jak się okazało, oba należały do Francuzów. Włascicielem
jednego byl młody chłopak, z którym płynął Włoch i Niemiec, a na drugim samotny
starszy Francuz, ktorego żona i syn wrócili do Europy, bo chłopiec się
rozchorował.
Z chłopakami spędziłyśmy dwa wieczory. I już pierwszego
okazało się, że ów starszy Francuz jest wujkiem dziewczyny mieszkającej w
Paryżu, u której Karolina była na wymianie jeszcze w czasach szkoły średniej...
Nie masz kryjówki na tym świecie...
‘I am terribly sorry ladies as I realize it
might seem creepy but for last two months I haven’t talked to anyone in Polish
so I just wanted to ask were exactly do you come from.’
‘From the
3city’ (which is an agglomeration consisting of Gdańsk, Sopot and Gdynia up in
the north of Poland) – the taller one answered and before she could add
anything more I said:
‘And you
used to study in high school number three’
‘And so did
you’.
Yes – me
too. And although I did not remember that Kasia is Kasia I definitely knew that
her face was familiar. When afterwards I wrote about it on facebook, S. accused
me of being untrue as “I was speaking to him in Polish all the time” but with
full conviction I can say that we were not talking because after all he had
never learned Polish.
I spent
with girls a whole evening and we decided to meet again on the next day before
their flight to Thailand were they spent a month (no, of course I am not
jealous). On the next day in a company of a nice Italian – Oscar who they met
in their hostel we visited the surrounding of Central Station in Hong Kong
Island. It was a real pleasure to spend some time with someone you can actually
talk to about things you see. We celebrated the meeting with a few sips of rice
wine (it was impossible to have more at once without mixing it with some other
beverage).
It was not
the only surprising meeting during this trip. I have probably already mentioned
it but it was surely long time ago so I hope you won’t get bored. My readers
probably remember when before the trip I was complaining – I was working at
four places at one time, I was not getting enough sleep and apart from
organizing tickets and visas and buying some necessary things I had no time to
prepare anything else. Ada was the one to prepare our visit in Bangladesh, she
was reading all she could find and was contacting other people. She joined a
Bangladeshi group on couchsurfing. And there she started a correspondence with
a guy who was about to take a trip to Europe with his wife. They were
exchanging information and one day Robin, who I mentioned on this blog quite a
few times already, said that he actually knows a guy who was married with a
Polish girl and he even met the girl as well. And that was how Ada through an
international social network, in 15-milion Dhaka found S.’s friend.
The world
is small...
But none of
these adventures can be compared with the one that my friend Karolina had. Not
many of you probably remember that once I took part in Round the World Female
Race. For half a year I was sailing a small, eight and a half meters long boat
– first across the Indian Ocean, then across Atlantic. I joined the team in
Australia from where we sailed to Cocos Islands and then to Chagos Archipelago
which belongs to British Indian Ocean Territory. As at one the archipelago’s
islands there is a British – American naval base, the inhabitants were
displaced. You could reach the rest of the island only with a sail boat.
While
dropping the anchor we saw two yachts apart from the one sailed by Asia and
Karolina. As it turned out they both belonged to French guys. The owner of one
was a young guy sailing with two guys – one from Italy and the other from
Germany. The owner of the second yacht was a lonely, elderly French man whose
wife and son returned to Europe because the boy was ill.
With guys
we spent two nights. And already on the first one it turned out the lonely
French was an uncle of a girl at whose place Karolina was staying while she was
taking part in a student exchange in high-school… One can’t hide at this
planet…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz