wtorek, 5 kwietnia 2011

Lepiej uważaj/You’d better be aware

Lepiej uważaj






















Kiedy mówiłam, że jadę do Odessy, wiele osób pukało się w czoło – sama?! To jedź, mafia cię zwinie, zgwałci, sprzeda na organy. Tylko się nie dziw, jak nie wrócisz.
Wróciłam i to dość dawno temu, niemniej jednak, przyznaję, że jak wysiadłam z busa niedaleko dworca kolejowego, czułam się trochę nieswojo. Tym bardziej, że różnica pomiędzy zachodnią Ukrainą, której część przebyłam wcześniej, a tym molochem, była widoczna od razu – dookoła słyszałam wyłącznie rosyjski, nie ukraiński, dużo ciężej było zatrzymać kogoś na ulicy, by zapytać o drogę. Podeszłam do taksówkarza, by zapytać o nazwę ulicy, na której miał być najbliższy hostel. Pokazał mi wszystko na mapie, a potem zaproponował kurs – jak usłyszałam cenę, już wiedziałam, że tu nie będzie łatwo. W dodatku nie powiedział hrywny, tylko ruble (a i tak było dużo) - zaproponowałam, że przeliczymy hrywny na ruble, zaskoczona, że chce ode mnie rosyjskiej waluty.
- Ale to cena w hrywnach, tylko tu się mówi ruble.
Poszłam na dworzec, kupić od razu bilet na pociąg do Lwowa. Kolejka była zawijana. Gdy wreszcie dotarłam do okienka i podałam datę za dwa dni, kasjerka spojrzała tylko na mnie krzywo.
- Wyprzedane na trzy tygodnie na przód.
Lekko podłamana wyszłam na zewnątrz. Zobaczyłam grupkę chłopaków z kolorowymi dredami – podeszłam do nich licząc na to, że może mówią po angielsku, bo południowo – ukraiński rosyjski okazał się dla mnie nieco za szybki. Byli z Białorusi i lepiej niż po angielsku, mówili po polsku. Dostałam od nich mapę miasta.
Jak tylko ruszyłam dalej, opadli mnie ludzie proponujący pokoje na wynajem. Proponowali takie ceny, że nawet nie chciałam słuchać – nawet 200 UAH, podczas gdy ja szykowałam się na łóżko w hostelu za 20-30 UAH. Ale było już cholernie późno, zbliżał się wieczór, na piechotę do centrum było daleko, a dojazd każdy tłumaczył inaczej. Zdecydowałam się pójść z na oko siedemdziesięcio- lub osiemdziesięcioletnią babuszką, która zaproponowała najniższą cenę – bagatela 100 UAH.
Wsiadłyśmy do autobusu, babuszka coś opowiadała, ale w takim tempie, że tylko kiwałam głową, udając że rozumiem. Po pół godzinie jazdy zaczęłam się nieco denerwować – ciągle oddalałyśmy się od centrum. Wysiadłyśmy na ostatnim przystanku… przy cmentarzu. Od razu zaczęłam sobie wyobrażać, że babuszka zapewne ma synka, czy wnuczka, który mnie zamorduje, potnie i zakopie w bezimiennym grobie. Szłam jednak dalej. Za wysokim żelaznym płotem z bramą zamykaną na ciężki, wielki klucz były maleńkie drewniane domki, jak na koloniach. Zajęty był tylko jeden, poza tym jakaś parka mieszkała w murowanym domku babuszki. Poza tym sławojka, kuchenka, prysznic w postaci zawieszonego na drewnianej żerdzi baniaka – dawno nie bawiłam się w harcerkę…
Pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam graty i pojechałam na dworzec autobusowy. W kasie usłyszałam, że nie ma miejsc. Zrozumiałam, że utknęłam. Już miałam odejść od okienka i zacząć kombinować, gdy kasjerka przywołała mnie z powrotem.
- Jedno miejsce. Ostatnie.
- Biorę.

W jedynym zajętym domku mieszkał młody Rosjanin, żołnierz z Syberii. Mimo obaw z ulgą przyjęłam zaproszenie na piwo i poczęstunek w postaci dzielonej na gazecie ryby. Jakimś cudem, mimo mojego bardzo słabego rosyjskiego, przegadaliśmy całą noc, udało mi się nawet zrozumieć kilka dowcipów. Ubzdryngoliłam się wystarczająco, żeby zasnąć w dusznym, małym pokoiku.
Kolejny dzień był dniem niepodległości Ukrainy. Rosyjski wojak rzecz jasna nie mógł pozwolić, żeby jego polska, samotna rówieśniczka w taki dzień była sama. Zwiedzanie zaczęliśmy od ulicy Deribasiwskiej. Odessa jest nowoczesna, pełna przepychu, zapełniona ludźmi. Jedyne, co raziło, to że na ukraińskie słowa reagowano skrzywieniem, poza rosyjskim lepiej było nie używać żadnego innego języka – angielski zdradzałby „bogatą” turystkę, ukraiński – zachodnią nacjonalistkę, polski – po prostu Polkę, czyli też nie najlepiej.
Na słynnych schodach potiomkinowskich czekała dość ciekawa niespodzianka – przemowy, świętowanie, śpiewy. Wszyscy ubrani w białe, kolorowo haftowane, ukraińskie koszule. Radość, duma.
Po południu zdecydowaliśmy się choć na chwilę pójść na plażę – musiałam spojrzeć na Morze Czarne. W drodze przez park zatrzymała nas jakaś kobieta – okazało się, że łapie naturszczyków do komediowego programu kręconego… w krzakach. Nie pozwolono mi podejść bliżej, ale wyglądało na to, że cały komizm sytuacji miał polegać na tym, że kolejni naturszczycy podawali młodej damie kosz z owocami, przy okazji „przypadkiem” zrywając bluzkę i odsłaniając całkiem niezłe cycki. Mój towarzysz był zachwycony – nagle okazało się, że tak naprawdę, to nie miał być żołnierzem, tylko aktorem…
Wieczorem odwdzięczyłam się stawiając wino i po pewnym czasie musiałam się w przyspieszeniu ewakuować do pokoiku i sprawdzić, czy drzwi są porządnie zamknięte…
Kolejnego dnia łagodne oblicze babuszki nagle nabrało rys – wyrzuciła mnie z pokoju o dwunastej, więc na autobus do Lwowa czekałam na dworcu. Zjadłam bliny, dostałam opieprz od kelnerki, za to, że poprosiłam o sztućce i ruszyłam do Lwowa…
Zdjęcia znajdziecie tu



When I said that I am going to Odessa a lot of people were kind of reluctant to my idea – alone? Off you go, mafia will be rape you, murder, sell your liver. Just don’t be surprised if you don’t come back.
Well – I did come back some time ago but I have to admit that when I got out of the bus from Soroca I was a bit unsure. The difference between west Ukraine that I had traveled through before and this huge city was amazing. Everyone spoke Russian not Ukrainian and it was hard to stop anyone to ask for directions. I asked the taxi driver – he showed me everything on the map and then proposed to drive me there but when he said the price I realized that it would not be easy there. What is more he gave the price in roubels not hryvnias (and it was still a lot) so I offered paying in hryvnias surprised by other currency.
- But this is in hryvnias we just call them roubles in here.
I went straight to railway station to buy the ticket to Lviev. The queue was long and while I reached the window and gave the date, the woman inside only looked at me unfriendly:
- Sold out for three weeks.
Slightly stressed I went outside. I saw a group of boys with colored dread locks so I approached them hoping that they spoke some English cause the south – eastern Ukrainian Russian was a bit too fast for me. They occurred to be from Belarus and spoke better polish than English. They gave me the map of the city.
When I moved forward I was surrounded by a group of people offering rooms for rent. The prices exceeded those I expected around four or five times. But it was late, the evening was almost there, center was too far to walk and no one was giving clear directions about how to get there by bus. I decided to follow a seventy or eighty years old babushka who offered the lowest price – 100 UAH.
We got into the bus – babushka was telling me some stories but she was speaking so fast that I could only nod to pretend I understand. After half an hour of trip I was becoming kind of nervous – we were getting really far from the center. Our stop occurred to be the last one – next to the cemetery. I had a quick vision of babushka’s son or grand son who would wait out there to cut me into pieces and burry in the nameless grave but I followed. Behind the tall, steel fence with the gate opened with a long heavy key I saw little wooden houses – like on the camp. Only one of them was taken and there was some couple living in the babushka’s regular house. And a wooden toilet, kitchen, plastic can filled with water as a shower – it was a long time since I had played a scout girl for the last time.
First thing I did was leaving all my stuff behind and going for the bus station to buy the tickets. And the first news was that there were no places. I was close to brake down when the lady behind the counter called me back and said:
- One place. Last.
- I will take it.
In the only taken house stayed a Russian soldier from Siberia. The invitation for a beer and fish that he served on the old newspaper was a relief. Despite my weak Russian we talked the whole night – I even managed to understand few jokes. I dunk enough to manage to fall asleep in the small, stuffy room.
The next day was the day of independence of Ukraine. Russian soldier could not let his polish, lonely companion to spend such day by herself. We started sightseeing from Deribasivskaya street. Odessa is a modern, rich city filled with people. The only disturbing thing was the fact that using any other language than Russian was not a good idea – English would mean a “rich” tourist, Ukrainian – western nationalist, Polish – simply a person from Poland which also was not best. On the famous Potiomkin stairs waited a nice surprise – lectures, celebrations, singing. Everyone was dressed in white, embroidered, Ukrainian shirts. Happiness, pride.
In the afternoon we decided to go on the beach. While we were going through the parc some woman stopped us and invited my companion to join a tv program which was shot in the bushes. I was not allowed to come closer but the only comic element of the scene seemed to be while a person from the street was handling an actress a bucket filled with fruits, “accidentally” plucking her blouse and showing pretty nice boobs. My companion was delighted – it occurred that he never wanted to be a soldier but an actor…
In the evening I repaid with a wine and after a while I had to quickly evacuate myself back to the room and check if the doors are properly closed… And the next day the gentle babushka’s face changed – she throw me out at twelve with the luggage so I had to wait for the bus at the station. I ate bliny, made the waitress crazy by asking for the fork and left to Lviev…
Photos you can find here

Brak komentarzy: